sobota, września 16, 2006

Weekend


Piatkowe zajecia dobijaja. 6 godzin z 2 (slownie 2) przerwami na kawke. Potem zostalismy zaproszeni na lunch z waznymi ludzmi. Jedyne o czym wszyscy mysleli to kiedy sie to skonczy i bedzie mozna pojsc na soju i piwko i cos do jedzenia.

Tak tez postapilismy. Dzisiaj (tj. sobota po piatku) zdychalem przez 3 godziny nim moj organizm zaczal funkcjonowac w normalny sposob. Jedzenie w kafeterii chyba tez poradzilo na kaca, gdyz tam wychodza z zalozenia, ze jesli potrawa tak czy inaczej bedzie niedobra, to przynajmniej musi byc ostra. Tak wiec dzisiaj jedzac zupe sie poplakalem (nie wspominajac juz o smarkaniu co 5 minut). Ahhh ale sie ogarnalem.

Wczoraj skonczylo sie tylko na wyjsciu niedaleko kampusu. Mielismy jeszcze pojechac potanczyc, ale to by sie dopiero zle skonczylo :P Pare fotek z wieczoru, tak zeby nie zapomniec :) albo tak aby przypomniec niektorym :p.

-----------------

Friday class is killer. 6 hours straight and an average of 2 breaks for coffee. Afterwards we got invited for an official dinner. Everybody was thinking of when this torture is gonna finish and we're gonna be able to have a soju, beer and some snacks.

And so we did. Today (that is Saturday after a Friday) i was suffering 3 hours until my body decided to function in an ordinary way. I think the caffeteria had also had some input into my recovery. The theory behind caffeteria food is easy - "Since it's gonna taste nasty, we might as well make it damn spicy". So... today while eating soup I cried (not to mention blowing my nose every 5 minutes). But I am alright now.

Yesterday we ended up at a local place. Ambitious plans changed as we got more and more soju. Either way I think it's good we did not go anywhere else. Here's some pictures to remember ... or to remind :P