piątek, czerwca 29, 2007

Poczciwy czlowiek...

...zostaje sam w domu w weekend gdy cala reszta sie bawi.Jakos tak powychodzilo ze dzisiaj z wielkich planow zrobilo sie tyle ze nawet nie mialem z kim isc na kolacje wieczorem. No i dupa troche sie powkurzalem, potem posprzatalem pokoj (bo to odstresowuje) i daje rade - jutro tez jest dzien. Heh Ryba to mial racje - taki poczciwy ze mnie czlowiek.... nawet posag zwierzeta ktore jest przyporzadkowane mojej dacie urodzenia jest ... takie poczciwe.

Krzysiek i paleczki

Tak, oficjalnie potwierdzam ze Krzysiek jadl paleczkami. Nie dosc ze udawalo mu sie upolowac jedzenie na talerzu to jeszcze potem nawet zaaplikowal dawke zywnosciowa do ust!!!



Seoul by car

Jedz prosto, skrec w ta ulice, tutaj jest ta knajpa ale droga jest jednokierunkowa wiec musimy objechac. Takie zdania mozna bylo uslyszec wczoraj w samochodzie. I nie byla to nawigacja tylko Maciek :) A to oznacza ze jestem dosyc kumaty co sie dzieje w miescie i jak gdzie dojechac (w niektore miejsca, bo o niektorych istnieniu dalej nie wiem). No ale jest dobrze.

Problem w tym, ze gdybym mial sam prowadzic samochod, uwazac na ruch drogowy i jeszcze wiedziec gdzie jade to chyba zaparkowalbym przy pierwszym krawezniku i wsiadl do metra. Tutaj mozna zwariowac.

Pora deszczowa

No i po wielkich moich narzekaniach nastala wreszcie pora deszczowa.

Charakteryzuje sie tym ze niekiedy pada pionowo. A niekiedy nie pada i wtedy jest nawet gorzej niz jak pada bo jest duszno. Jestem troche zawiedzony. Wszyscy mi mowili ze jak pada to pada a tutaj jakies przerwy na niepadanie... moze sie rozkreci w lipcu jak bede w garniturku zapieprzal do swojego wiezowca.

czwartek, czerwca 28, 2007

SK Networks

W przyszlym tygodniu zaczynam praktyke.

Wyjezdzamy na 3 dniowy wyjazd integracyjny na poludnie. W planie zwiedzanie rafinerii nalezacej co SK, treningi, team building i ogolnie takie takie. Co lepsze za wszystko placi firma. A co jeszcze lepsze powrot do Seulu jest SAMOLOTEM :)

No i jak tu nie lubiec takiego pracodawcy :) Jeszcze dalej nie wiem ile mi beda placic, wiec bycmoze przestane ich lubiec, natomiast w tym momencie wow.

Wczoraj bylem kupic koszule - jak ktos byl ze mna na zakupach to wie ze oficjalnych ubiorow nie potrafie kupowac. Tak wiec kupilem 3 koszule - 2 sa wporzo trzecia kompletnie do niczego nie pasuje. Moze jutro wezme ze soba jakies dziewczyny i pojde z nimi na miasto kupowac spodnie do koszuli, bo calkowicie mi sie nie trafilo.

Jedzenie

Krzysiek wyjechal wiec juz nie musze sie martwic co jemy :)

Wiec we wtorek po jego wylocie poszlismy na grilowana skore ze swini. Nawet dobre. Nie przypuszczalem ze przejdzie mi przez gardlo.

Z drugiej strony, wlasnie odkrylem ze taka zupa ktora mi bardzo smakowala jest zrobiona ze zmielonych ... kiryskow - takie male slodkie rybki. Jak ktos mial akwarium to pewnie bedzie wiedzial :P Troche mi szkoda ze mi tak smakowaly :P

Odwiedziny i juz po odwiedzinach

10 dni spedzilismy nieslychanie aktywnie. Sen w zakresie 4-5 godzin dziennie, soju, piwko i inne bajery. W ten sposob z przewodnika jakim bylem pierwszego dnia, stalem sie polprzewodnikiem a z czasem nawet chyba izolatorem :P



Bardzo sie ciesze z odwiedzin, bylo super, nawet sie dogadywalismy i nie udalo sie nawzajem pozabijac. Nie przypuszczalem jednak ze bedzie to tak wycienczajace psychicznie. Caly czas wszystko trzeba bylo miec mniej wiecej rozplanowane, jak cos zle przeczytalem po koreansku to stalismy w miejscu, ludzie do mnie mowili a ja niekiedy za cholere nie rozumialem, co bedziemy jedli, gdzie spali itp. itd. Teraz jest spokojnie - bez sensacji. Moze z tydzien mi tak bedzie dobrze, potem znowu zacznie nosic. A do Fenianu nadal 193,6 km

Saturday night fever

6 godzin pociagiem i siup bylismy w Seulu. 50 minut na przebranie i impreza pozegnalna Andiego, ktory jest do dupy bo postanowil wyjezdzac jeden dzien wczesniej.

Ogarnelismy impreze, potem clubbing i tym sposobem Fiyol i ja zmeczeni wrocilismy o 8.30, a Krzysiek (jako ze wie juz jak sie wraca do domu - przecwiczone tydzien wczesniej) o 9.45. Niedziela polegala na odsypianiu oraz wieczornym wyjsciu do teatru na tradycyjne koreanskie przedstawienie.





Samcheok

Po calym dniu chodzenia, zwiedzania i picia lokalnych trunkow wsiedlismy w pociag i po 4 godzinach dotarlismy do Donghae gdzie przesiadka i juz po 40 minutach bylismy w Samcheok gdzie zamieszkalismy w Hilton Motel i z wielka satysfakcja zdjalem buty



Kolacyjka i spanie.

Z rana mial byc jakis autobus ktory jedzie w jakies gory bo podobno jest tam jakas jaskina.

Autobus byl!



Gory byly!



I byla tez jaskinia!


Tak wielka ze przejscie jej zajelo nam godzine. Caly kompleks jaskin ma ponad 6 km dlugosci - dla zwiedzajacych otwarte jest 1,5 km. W srodku bylo bardzo swiezo. 10 - 14 stopni, i okolo 27 na powierzchni. Przeszlismy sie i czas bylo wracac.



Hahoe

Pojechalismy tez na tradycyjna Koreanska wies, gdzie mozna bylo zobaczyc jak ludzie zyli setki lat temu... Zyja tam tak do dzis - no oprocz tego ze maja nowe samochody, telewizory LCD i ogolnie takie takie. Dalej uprawiaja swoja ziemie i zyja z turystow ktorych przyjezdza tam coniemiara.





Na miejscu zjedlismy pyszny posilek. Ku mojemu zdziwieniu Krzysiek stwierdzil ze mu smakowalo. Hm chyba przez to ze wypilismy z pol litra alkoholu ze sfermentowanego ryzu na leb :P Tak czy inaczej niesamowity dzien.

Andong

Tego samego dnia przejechalismy do Andong - nastepnego celu. W Andong kupilem pierwsza pamiatke - parasol, poniewaz tak lalo ze nawet peleryna nie dawala rady.

Zamieszkalismy w tzw. Yeogwan - takim moteliku dla podroznych. Z wielkim bolem obudzilismy pania ktora spala na recepcji i w przeciagu 2 minut, bez zbednych formalnosci mielismy juz swoj kat. Rano niesamowite widoki z okna nie pozwalaly mi oderwac od niego oczu...



Pierwszym postojem bylo muzeum soju. Wlasciwie byly to 2 malutkie pokoiki na strasznym zadupiu. Gdy dojechalismy tam taksowka, mina Krzyska byla przerazajaca - mialem wrazenie ze jak sie odezwe to natychmiast dostane czyms po glowie. No ale weszlismy, przywitaly nas 2 bardzo mile dziewczyny i rozpoczelo sie oprowadzanie. Po koreansku. Ale dogadalismy sie - ja poprosilem zeby mowily powoli i prostymi wyrazami i bylo wporzo. Potem poczestunek 45% soju, pamiatki i fru dalej.

Gyeongju

Wrocilismy w nocy do Seulu zeby sie zdrzemnac i moc rano wyruszyc do nastepnego celu. Rano wstalem... padalo ... wiec wrocilem do pokoju i bez entuzjazmu powiedzialem " Pada "

Krzysiek bez entuzjazmu nic nie powiedzial. Wiec ja tez niczego nie powiedzialem wiecej i przespalismy deszcz :)))) A przydalo sie :)

Potem w pociag do Gyeongju ogladac 1000-letnie grobowce



I ogromna buddyjska swiatynie







Po Boseong

Po plantacji udalismy sie jeszcze do jakiegos mini ogrodu ktory wcale nie byl ciekawy. Potem postanowilismy isc w gory.

"Czy maja tutaj rozwinieta kartografie" - spytal Krzysiek
"Nie wiem, ale Koreanczycy sa jednym z najlepiej rozwinietych krajow pod wzgledem nawigacji satelitarnej" - odpowiedzial Maciek
"Aha" - stwierdzil Krzysiek

No i sie chlopaki w gorac zgubili...



Trasa miala zajmowac 2 godzinki - tak zeby zdazyc na autobus do domu. Szybkie przeliczenie na nasze tempo wykazalo ze damy rade w 1,5. No ale niestety - szukalismy drogi przez niemal drugie tyle. Gorki takie sobie, ale przy cholernie wysokiej wilgotnosci powietrza wcale nie bylo latwo.

Zagadka nr 2

Jak mowilem, spalismy w motelu o wysokim standardzie.

Czegos jednak w wyposazeniu zabraklo. Czego brakuje na zdjeciu?



Osoba ktora odgadnie, bedzie miala ponownie szanse na piwko ze mna w Polsce.

Wyprawa dzien 1

Po powrocie Krzyska z DMZ wsiedlismy w pociag i udalismy sie do Gwangju - miasta na poludniu Korei w celu spania tam i porannej wycieczki na plantacje zielonej herbaty. Zakupiwszy 5 dniowe bilety, pelni nadziei wyruszylismy. W Gwangju bylismy o 11 ale nim doszlismy tam gdzie mialo byc jakies spanie byla juz 1 w nocy.



Zakwaterowanie w bardzo przyzwoitym zameczku (Koreanczycy maja zwyczaj dekorowac motele w najdziwniejsze sposoby, niekiedy przebijajac nawet Disneyland w kwestii kiczowatosci wystroju). Pokoje w motelach najczesciej sa bardzo dobrze wyposazone, w standardzie sa kosmetyki, kanal porno, szczoteczki do zebow, maszynki do golenia, prezerwatywy i czerwone korytarze. Ale najwazniejsze ze czysto i TANIO!



Rano byla pobudka i wyjazd na plantacje herbaty w Boseong. O ile Seul jest cywilizowany, to wsie i male miasteczka maja troche odmienny charakter. Z jednej strony czas jakby sie tam zatrzymal, a z drugiej elektronika i neony rozswietlaja noc tak jak w wielkim miescie.





Wystawa

Zaraz po skonczeniu egzaminu poszedlem robic zdjecia na wystawie rodzicow Fiyola. Huh, no co zawsze cos nowego :) Pierwszy dzien wakacji spedzilem troche pracujac, ale zawsze przyjemnie jest miec cos do roboty niz nic do roboty :)





Wyprawy wyprawy

No i przyjechala oficjalna wizytacja z Zachodu :) Bylo super - zwiedzanie, wychodzenie na miasto, powroty o 8 rano do domu. Moim zdaniem Seul zdal egzamin jako miasto w ktorym przez 5 dni da sie caly czas robic cos nowego. Ponizej zdjecia, bo raczej wszytko bylo juz wczesniej opisane.







środa, czerwca 27, 2007

Piatek 15go

Zrobily sie 2 rzeczy

Pierwsza rzecz- przyjechal Krzysiek i zaczelo sie zwiedzanie na pelnej ..... . Seoul Tower, Myeongdong, Itaewon

Ale napisze teraz o tej drugiej :) bo jest mniej wazna a potem sie gdzies zagubi. W piatek otrzymalem informacje ze dostalem praktyke w SK!...

Tak wiec ide do pracy od poniedzialku 02.07.2007 na 8 tygodni.

A teraz w sprawie pierwszej rzeczy aaaaale sie dzialo sie. Wycieczki, zwiedzanie. Jest duzo super wspomnien. O nich chyba jutro - dzisiaj wlasnie wybila 22 - trzeba sie polozyc - probuje sie przestawic na nowe pory wstawania i kladzenia sie spac. Bosh praca juz za 5 dniiiii!!! ;p

SK

We wtorek 13go mialem rozmowe kwalifikacyjna do SK Networks.

Poszedlem, pogadalem, wyszedlem zalamany ze gadalem takie glupoty ze az bardziej sie nie da, postanowilem ze nigdy nie bede dla nikogo pracowal (bo beda mysleli ze jestem jakims polglowkiem) i mam to wszystko w dupie, wyjezdzam na wakacje i pier.... to wszystko

Sesja

Sesja przebiegala normalnie. Na szczescie pouczylem sie przed tygodniem swietowania wiec poszlo ok.

Jeden egzamin wart jest opisania. Zaczynal sie o 9:00 rano i ... konczy o polnocy tego samego dnia. Jedyna zasada jest to, ze nie mozna isc na jedzenie do restauracji i nie wolno zgapiac od innych.

Andy skonczyl po 9 godzinach. Ja mialem akurat tego dnia rozmowe kwalifikacyjna wiec nie poszedlem na egzamin. Nastepnego dnia podjalem sie wyzwania, ale po 5 godzinach doszedlem do wniosku ze wiecej nie wyprodukuje a po 6ciu tak mi sie zaczelo nudzic ze postanowilem skonczyc.

Zrobilem ladnego pdfa i z wielkimi wyrzutami sumienia wyszedlem z egzaminu. Bosh a wiekszosc Koreanczykow siedziala +- 12 godzin.

같은 베개...

W weekend udalismy sie kontynuowac urodziny - w mniejszym gronie tajwansko - polskim na wieczor w stylu koreanskim.

Zaczelo sie od



Bylo tego duzo, wiec kameralna impreza przerodzila sie w








Razem z Andym zaspiewalismy piosenke po koreansku!!! 4 razy !!!! Tj. pierwzsy sie nie liczy bo byl troche na trzezwo i niezbyt sie szlaczki ukladaly, ale potem dawalismy mega rade!

7 rano i urodziny zblizaly sie ku koncowi



Korea - land of the morning calm - cisza bo wszyscy rano maja kaca :P

Urodziny

Bosh kto by pomyslal ze sie zestarzeje w tym kraju. Tak jest, oficjalnie mam 24 lata - wg koreanskiej dziwacznej miary. Swietowanie nastepowalo stopniowo - od niedzieli do czwartku.

W niedziele z okazji nadchodzacych urodzin troche mi sie nic nie chcialo robic wiec postanowilem sie zrelaksowac troche.

W poniedzialek w zwiazku z nadchodzacym swietem co raz bardziej odpoczywalem - (w Korei 06.06 jest swietem narodowym --- hehe no i dziwicie sie ze chce tu zostac :P nawet ustawowo jest wolne w moje urodziny).

We wtorek z Fiyolem poszlismy na przedurodzinowe winko i lody na gorce jakiejstam przy jakimstam uniewersytecie i tam na tej gorce przy jakims uniwersytecie sie oficjalnie zestarzalem.

W srode bylo wyjscie do kina, kolacja z winem, prezenty, maslane oczka i ogolnie takie takie. Potem nastapila najebka. Tomek sprezentowal mi przemycona Zubrowke, troche sobie potoastowalismy, potem zaczelismy rozpracowywac 58% wodke Tajwanska i sie skonczylo na tym ze pociesznie sie tarzalismy na tarasie a wodka, rozpracowana nie do konca stala i przygladala sie tuz obok.

W czwartek mial miejsce kac.

Dawno dawno temu

No wlasnie. Dawno dawno temu dzialy sie rzeczy o ktorych nie napisalem niczego. Tak wiec zabieram sie do pisania, poniewaz mysle ze tak powinno byc ze napisze.