6 godzin pociagiem i siup bylismy w Seulu. 50 minut na przebranie i impreza pozegnalna Andiego, ktory jest do dupy bo postanowil wyjezdzac jeden dzien wczesniej.
Ogarnelismy impreze, potem clubbing i tym sposobem Fiyol i ja zmeczeni wrocilismy o 8.30, a Krzysiek (jako ze wie juz jak sie wraca do domu - przecwiczone tydzien wczesniej) o 9.45. Niedziela polegala na odsypianiu oraz wieczornym wyjsciu do teatru na tradycyjne koreanskie przedstawienie.