czwartek, czerwca 28, 2007

Andong

Tego samego dnia przejechalismy do Andong - nastepnego celu. W Andong kupilem pierwsza pamiatke - parasol, poniewaz tak lalo ze nawet peleryna nie dawala rady.

Zamieszkalismy w tzw. Yeogwan - takim moteliku dla podroznych. Z wielkim bolem obudzilismy pania ktora spala na recepcji i w przeciagu 2 minut, bez zbednych formalnosci mielismy juz swoj kat. Rano niesamowite widoki z okna nie pozwalaly mi oderwac od niego oczu...



Pierwszym postojem bylo muzeum soju. Wlasciwie byly to 2 malutkie pokoiki na strasznym zadupiu. Gdy dojechalismy tam taksowka, mina Krzyska byla przerazajaca - mialem wrazenie ze jak sie odezwe to natychmiast dostane czyms po glowie. No ale weszlismy, przywitaly nas 2 bardzo mile dziewczyny i rozpoczelo sie oprowadzanie. Po koreansku. Ale dogadalismy sie - ja poprosilem zeby mowily powoli i prostymi wyrazami i bylo wporzo. Potem poczestunek 45% soju, pamiatki i fru dalej.