czwartek, sierpnia 31, 2006

Nauka koreanskiego

... idzie ciezko. Ale przydalo sie to co do tej pory sie nauczylem. Czytanie idzie lepiej!!!! Umiem przeczytac nazwy stacji metra i niekiedy jestem w stanie obczaic co jest w menu.



Dzisiaj kupowalem sobie karte do metra - T Card - PO KOREANSKU - co prawda nic zaawansowanego, ale zawsze cos. I nawet mi powiedzieli ze nie ma w jednym miejscu i zrozumialem :)

A no i zamowilem wreszczie "Mul naengmyon"�-�TEZ�PO�KOREANSKU - dziwne danie i pewnie jadlbym je przez 3 godziny, bo to makaron sojowy ktory jedzony jest paleczkami (metalowymi nota bene). Tak sie nameczylem ze mi sie odechcialo jesc...

Zaraz idziemy na kolacje. Znowu smiesznie - rysowanie krow itp... :P

Seoul welcome to!




Korea jest niesamowita. Myslalem ze jedyne co tutaj ujrze to totalny balagan, miliony ludzi i jedno wielkie miejskie centrum handlowe. A no i ze to trzeci swiat.

Sie troszeczke pomylilem - bardzo tu kolorowo, zycie na ulicach jest 24 godziny na dobe, sklepiki raczej malutkie, ale miliony wszedzie. Gra muzyczka, ludzie siedza w knajpkach, jedza i pija. Po prostu niesamowite uczucie. No i nasze ulubione neony. Oni chyba wychodza z zalozenia ze im sie bardziej swieci, blyska i miga to tym lepiej.

Miasto jest ogromne - szacuje sie ze razem z obrzezami ma 20 milionow mieszkancow. Samo scisle miastko - jedyne 12. Wszystko polaczone ogromnym, dobrze oznakowanym metrem, autobusami... nic tylko zyc i jezdzic. A no i wszedzie jest daleko... 30 minutowe podroze to standard.

Wczoraj wyszlismy wieczorem na miasto. Koreanskie dania z grilla (ktory jest tak na serio czescia stolu przy ktorym sie siedzi), soju (koreanska wodka) i jeszcze pare innych rzeczy. Pyszne. Potem poszlismy na maekju (piwo). Ku mojemu zdziwieniu okazuje sie ze Koreanczycy uwielbiaja pic alkohol i pija go w dosyc duzych ilosciach. Patrz - 3 litrowy kufel piwa :P

Powrot do domu byl ciezki, ale dawalo rade.

środa, sierpnia 30, 2006

Lot

Do Seoulu leci sie fajnie. Siedze z bardzo mila dziewczyna z Seulu. Piwiedziala ze bardzo chetnie pomoze mi na poczatku w Korei i nawet pooprowadza troche po miescie. Super! Dalem jej mala Zubrowke (50tke). Trzeba budowac Huan-xi :)

Jeszcze jedyne 6 godzin i jestesmy na miejscu ... bedzie ossssstro. Dopytalem sie co to znaczy mulgogiga heo mul chigo issumnida i rzeczywiscie to jest ryba plywa. A chajongo uiui namja ? to mezczyzna na rowerze. A no i dowiaduje sie co raz ciekawszych rzeczy o jezyku. Jest megapowalony. O turbulencje. Podobno internecik nawala. Dobrze ze nie kupilem na lot.

Laptop po godzinie uzywania pokazuje stan baterii: 10:43 pozostalo . Dziekuje rodzice :*

Przed wylotem

Poniedzialek zaczalem od ganiania i zalatwiania. Skonczylem takze na ganianiu i zalatwianiu. Jak szedlem po wize, to ze stresu mialem ochote sie zatrzymac i jakiegos sobie tak ot pawia puscic. Ale dalo rade. Odebralem paszport i dotarlo ? kuuuurde 20 godzin do wylotu a ja nawet nie bylem u fryzjera, a walizka pewnie wazy z tone. Ogolnie pozalatwialem tego dnia prawie wszystko do czego zabieralem sie przez ostatnie 3 tygodnie. Prawie bo paru rzeczy nie zalatwilem, ale trudno.

Godzinka snu dawala sie we znaki, totez pluszzzzyk pomogl. A skoro pomogl raz, to i w slabszych momentach takze pomagal przez caly dzien. Wpadlem na SGGW, troche tu troche tam, z Monika posiedzialem (tj. Ona siedziala a ja wyrabialem kilometry po mieszkaniu). Potem poszedlem do Marcina sie tak oficjalnie pozegnac. Na dowidzenia dostalem ksiazke ? Podrecznik do Koreanskiego. Z zaskoczenia zamiast ?Dziekuje? wydostalo sie ze mnie ?Kuuuurwa, ja pierdole? no ale jakos chyba po raz n-ty tego dnia poczulem ze to juz.

Poszedlem spac. A no i pranie wstawilem. Jasne. Pranie mnie zawsze .... huh trza sie bylo zaladowac na samolot... wrocilem. Pranie mnie zawsze odstresowuje.

Wiza

Poszedlem z Miyako w czwartek po wize. Wlasciwie to bylem po ta wize z 3 razy, przy czym 2 razy pozapominalem dokumentow albo kasy. No wiec jak juz sie zebralem i mialem wszystko w lapie ruszylismy pewnym krokiem na Szwolezerow... gdzie:

1.Wcale nie latwo dojechac jak sie nie wie w co wsiasc
2.Dzial wizowy jest na totalnym zadupiu samej ambasady
3.Poinformowano mnie ze nie ma bata zebym dostal wize na czas...

Ale sie udalo. Przebookowane loty, Korea Poludniowa zadrzala, pare innych osob w tym pewnie Kuba, ktory tez w tamtym momencie nie mial wizy tez :D

Dobra, nie lece w sobote, trudno. Poleci sie we wtorek. Same difference, i tak beda tam mowic po koreansku i nic na to nie poradze.

Zaczynamy

Siemacie,

Po katastrofalnym weekendzie wreszcie siedze na lotnisku. No ale dobra. Moze od poczatku.

W zeszlym tygodniu odwiedzila mnie Miyako z Japonii, aby troche rozerwac sie podczas IC ? Kongresu Swiatowego AIESEC. Spedzila w sumie 2 dni pod moja opieka, co laczylo sie z tym, ze oprowadzalem ja po miescie i ogolnie takie takie. Plan byl taki, aby zapewnic jej 2 dni pelne wrazen, ktore bedzie pamietala dluuuugo dlugo. Chyba sie udalo. Bo zasypiala w 10 minut po polozeniu sie do lozka. Plan wykonany.

Druga sprawa jaka sie wydarzala to IC ? w ktorym czynnie bralem udzial jako osoba odwiedzajaca imprezy i integrujaca sie na maxa. Bardzo sie udalo. Na AP Party (Asia-Pacific) David i Molly dokonczyli dziela zniszczenia, dzieki czemu totalnie pijany zasnalem w autobusie nocnym ? na szczescie strzegly mnie 3 nimfy z DrechMagnesem Monika na czele :)

. Nastepnego dnia juz nie dawalem tak bardzo rady. Wiec wspieralem bar bedac full-time barmanem Becksa. Wrocilem o 4.50 do domu, a o 6 rano Babra zrobila pobudke jak prosilem. Ehhh cieeeezko bylo. Bardzo ciezko bylo.

Wlasnie. Spotkalem sie z Babra, Asia, Misiem, Klinkowa, co oznaczalo, ze 5/6 rady znowu w kupie. Tylko Asia gdzies tam w Zhong Guo siedzi. Ale juz niebawem wszyscy razem. Dalej utrzymuje ze jestesmy jeden wielki megarozpierdol razem, ale takiej wspolpracy na parkietach, za barem, na konferencjach to chyba nikt nie widzial ?
To jest mniej wiecej podsumowanie zeszlego tygodnia. No... moze z pewnym wyjatkiem... nie dostalem wizy na czas. No wlaaaaasnie. Jeszcze to sie dzialo. Ale o tym w nastepnym poscie.

Pozdro i zapraszam do dalszej lektury.

wtorek, sierpnia 08, 2006

Warsaw - sayin' goodbye

Heya, I?m on the way again ? this time it?s Warsaw. Think I?m gonna die today or tomorrow. I hope so at least. Kinkowaaaa I?m coming, get yourself ready ? we?re gonna have some damn fun. I hope our trip to Hel (you heard me) is going to work out. It?s been a hassle to get out of the house for longer due to the severe heat which now kinda decided to take a break and ? yup it?s freezing. Anyways, I?m on the train, in the middle of nowhere hopin? it will resume it?s trip.

A teraz po Polsku. Wwa zioooom, dzisiaj bedzie niszczenie sie. Takie przynajmniej jest zalozenie na chwile obecna. Niedziela z KOchanie, bedziemy dawac rade. Chwilowo pogoda jest tak beznadziejna, ze zaczynam sie obawiac o ten nasz wyjazd na Hel, zeby byl lans bounce musi byc sloneczko... z drugiej strony nie wzialem okularow przeciwslonecznych wiec jakby tak nie swiecilo za mocno, to bym dawal bardziej rade ?. Jest zimno. Wpizdu zimno. Przerazajace. Pociag ruszyl, pisze kolejne rzeczy.

wtorek, sierpnia 01, 2006

On the way

Well, done with sitting home - it's time to lift off again. N�rnberg, for starters.

I guess it's one of those things I just can't let go - traveling. It must be really annoying for others. As my going around the world is far from organized, planned or whatever. Can't really imagine what the whole thing is gonna look like once I have a job and have to sit in the office for howeverlong it takes... sure I can do that, but the question is... for how long.

Lorrison is leaving today for the US - gonna miss ya, but you'd better be ready. I'm coming sooner than later.

it's paaacking time !!! bubye