Sobota zaczela sie o 12.00 w poludnie. Kiedy z przerazeniem odkrylem ze bylem umowiony na miescie na 13. Szybki telefon i sie okazalo ze kolega do chodzenia po miescie tez zapil i sie nie ogarnie. Dobrza. Wangsimni 13.30. Daje rade.
Lunczyk w chinskiej restauracji, potem zwiedzanie centralnego Seulu. Nogi zaczely nas bolec wiec poszlismy na kawe. Knajpka byla pelna ... heh zapewne dlatego, ze na oknach napisane bylo "European cake and sandwich". Tutaj co europejskie to ma branie.
Dzisiaj czulem ze nauka nie poszla w las. Bylismy pytac sie o telefon. I zrozumialem...!!! PISSAYO - drogi... Ehhh troche telefon chyba poczeka.
Potem Myeong-dong najwieksza ulica handlowa. No przyznam ze byla duza, a na ulicy tyle ludzi ze sie korki robily.
Kolacyjka w budynku Samsunga - heh jednym z wielu. No i wrocilem do domu... po 9 godzinach ;) Teraz sobie sacze zielona herbatke i zastanawiam sie co dalej.