czwartek, października 05, 2006

Muuido

Wtorek - jak juz pisalem - spanie zaczelo sie okolo 1.30. Skonczylo sie o 6.30 gdyz trzeba bylo wstac, bo wycieczka ktora wymyslilismy zaczynala sie o 8 rano :)

Tym razem byla to wyspa Muuido i Siimi. Jak tam trafic? - Prosto - Autobus -> Airport Limousine -> Autobus -> Prom i juz po 3 godzinach jest sie na miejscu.


Pogoda nam dopisywala pod tym wzgledem ze swiecilo slonce. Problem byl natomiast taki, ze COS wisialo w powietrzu. Ni to mgla, ni to smog. Jeszcze tego nie rozszyfrowalem. Generalnie rzecz biorac zaczyna mi brakowac niebieskiego nieba podczas slonecznych dni.

Plan byl nastepujacy - jedziemy i potem sie zobaczy. Sie zobaczylo ze mozna pojsc powspinac sie po gorach a potem zejsc do slawnej plazy gdzie znajdowal sie dom z bardzo slawnej opery mydlanej. Pierwszym zdaniem jakie wydalo sie z moich ust po dotarciu do portu bylo - "Huh ale czemu tu jest port, skoro nie ma tutaj morza ?"



Po godzinie brniecia przez busz dotarlismy na szczyt - widok bardzo ladny, widocznosc beznadziejna. Po drodze napotkalismy wspinajacych sie Koreanczykow - spytali czy jestem z Ameryki - heh chyba rzeczywiscie bede sobie musial kupic koszulke z napisem "miguksaram anieyo" - "nie jestem Amerykaninem" :). Potem porozmawiali troche, poczestowali gruszka ktora jest wieksza niz u nas grejfruty i poszli w swoja strone. My skierowalismy sie na plaze.



Plaza byla szeroka, piaszczysta, czysta i pusta. No moze za wyjatkiem dziesiatek japonskich turystek ktore przyjechaly aby zobaczyc ten dom z serialu "Schody do nieba" ... albo "Klatka schodowa do nieba" :). Zaczalem nawet zbierac muszelki bo byly fajne, ale potem stwierdzilem ze to troche bez sensu wiec wyrzucilem je do kosza z rzeczami nie nadajacymi sie do przetworzenia.

Uklapani wsiedlismy w autobus ktory dowiozl nas ponownie do portu. Na miejscu okazalo sie ze port ma jakis sens, gdyz w miedzyczasie jak spacerowalismy po plazy WROCILO MORZE!!! Nie wiedzialem ze tutaj poziomy miedzy przyplywem a odplywem roznia sie o okolo 2 m!

Na promie pokarmilismy mewy snackami krewetkowymi i trzeba bylo wracac na lotnisko i do domu. Dotarlismy o 6.30 wieczorem.



Godzinka na ogarniecie sie i trzeba bylo na Hansung Univ. bo umowione zarcie. Zjedlismy jakistam ryzyk, potem na herbatke, i na DVD do DVDbang. Spacer po miescie, zarcie, ciasteczko jablkowe w Mekudonaldu i mozna bylo wracac. W domu - 2 rano. Powiesilem pranie i poszedlem spac. Dzisiaj bylem na zakupach, zrobilem sobie jedzenie mikrofalowe (i bylo dobre!), wzarlem winogronka i bede sie zaraz musial zbierac na miasto, bo o 6 jestem umowiony. Mysl dnia: JA BYM TU UMARL BEZ TELEFONU!

---------------

Monday - as I previously wrote ended at 1.30 on Tuesday in the morning. Tuesday started at 6.30, because it was time to get up and go for a trip to Muuido and Siimi Islands. How to get there - simple - take 3 busses and a ferry and in 3 hours you're there :)

The weather was good in those terms that the sun was shining. There was a problem with the air though, as there was something stuck in it. Fog, smog - no idea. Speaking in general terms - I am starting to miss the blue sky on sunny days.

The plan was simple - we get there and we'll see what's there. We found out that you could go hiking and visit a beach set from a very famous soap opera - "Stairway to Heaven". The first thing that got out of my mouth after arriving was: "Why is there a harbour here, since the sea is gone!".

After an hour long hike we were up on the hill. The view was impressive, the visibility sucked. We met some Koreans on the way, talked a bit, they asked whether I was American ... that happens very frequently - I will need to get a "miguksaram anieyo" shirt ("I'm not American"). They treated us with some fruit and left. We went towards the beach.

It was pretty nice, very clean and empty... aside from Japanese grils who came to see that soap opera set :) I even started to collect seashells but later on dropped that idea.

On the way back I noticed that the harbour had a purpose... cause the SEA CAME BACK!!!! Pretty shocking to have such huge sea level differences. We got home at 6.30.

I had an hour to get ready, as I had another meeting on the way. We had dinner, coffee, took a walk, watched DVD at a DVDbang and it turned out it was 2 in the morning already. Today I also have a thing in the evening - thought of the day - I WOULD DIE WITHOUT A PHONE HERE!!!