Pozdrowienia z roku 2007. Tutaj juz od 3 godzin jestesmy dalej. Ponizej kilka zdjec na dowod tego ze rzeczywiscie juz jest nowy rok.
niedziela, grudnia 31, 2006
Postanowienia noworoczne
Hm, jeszcze nowy rok sie nie zaczal ale trzeba zrobic jakies postanowienia. Wiez zadalem sobie zajebiscie wazne pytanie - co chce w przyszlym roku robic i zaczalem to robic.
Tym sposobem... uwaga uwaga - poszedlem na silke :) Oczywiscie potem zrobilem sie glodny ... wiec yyy Burger King :P no dobra nie do konca, ale bylo baaaaaaardzo blisko.
Reszta postanowien to raczej same standardy jak: nie byc glupim f... , ogarnac sie itp. :)
Dzisiaj bedzie nowy rok. Jakie plany?
Tym sposobem... uwaga uwaga - poszedlem na silke :) Oczywiscie potem zrobilem sie glodny ... wiec yyy Burger King :P no dobra nie do konca, ale bylo baaaaaaardzo blisko.
Reszta postanowien to raczej same standardy jak: nie byc glupim f... , ogarnac sie itp. :)
Dzisiaj bedzie nowy rok. Jakie plany?
piątek, grudnia 29, 2006
Wakaaaacje
Maksymalizuje swoja uzytecznosc grajac w gry. Nigdy nie przypuszczalem ze tyle przyjemnosci da mi granie w Transport Tycoon Deluxe i Railroad Tycoon. :P Ale starocie.
3/4 dnia spedzone przed komputerem troszkie mnie zmeczylo tak wiec bedzie trzeba sobie zrobic psieeeerwe. Hm, tak cos mi sie wydaje, ze z takimi zajeciami wytrzymam do jutra ... potem bedzie trzeba wprowadzic jakies wieksze zmiany.
3/4 dnia spedzone przed komputerem troszkie mnie zmeczylo tak wiec bedzie trzeba sobie zrobic psieeeerwe. Hm, tak cos mi sie wydaje, ze z takimi zajeciami wytrzymam do jutra ... potem bedzie trzeba wprowadzic jakies wieksze zmiany.
wtorek, grudnia 26, 2006
Czego sie nauczylem na wyjezdzie
1. Nie wolno sie denerwowac
2. Im wyzej tym bardziej pizdzi
3. Polskie wyrazy sa podobne do koreanskich np:
piate - to po koreansku zboczeniec
caly - to masturbacja
4. Gdy Koreanczykowi zada sie pytanie np:
"Chcesz jechac w gory czy obejrzec film w domu?"
Odpowiedz brzmi:
"Tak"
Wniosek - nie zadawac pytan o takiej konstrukcji.
5. Fyiol uczy sie polskiego szybciej niz ja Koreanskiego. Po jednym dniu mowil juz:
"To jest pikus, jestem zajebisty" i "Pani Ha, daj buzi" :)
6. Surowa ryba jest smaczna i nie smierdzi jak ryba
2. Im wyzej tym bardziej pizdzi
3. Polskie wyrazy sa podobne do koreanskich np:
piate - to po koreansku zboczeniec
caly - to masturbacja
4. Gdy Koreanczykowi zada sie pytanie np:
"Chcesz jechac w gory czy obejrzec film w domu?"
Odpowiedz brzmi:
"Tak"
Wniosek - nie zadawac pytan o takiej konstrukcji.
5. Fyiol uczy sie polskiego szybciej niz ja Koreanskiego. Po jednym dniu mowil juz:
"To jest pikus, jestem zajebisty" i "Pani Ha, daj buzi" :)
6. Surowa ryba jest smaczna i nie smierdzi jak ryba
26.12.2006 Drugi dzien swiat
Dzisiejszy dzien zaczalem od goraczki. Ktora przeksztalcila sie w brak temperatury a potem w jeszcze wieksza goraczke... ehhh moze jutro bedzie lepiej.
Pozegnalem Ha i Hunga, gdyz dzisiaj wylatywali do Wietnamu. Mam nadzieje ze puscili ich z tym ogromnym nadbagazem :)
Zostalem tylko ja i Andy-ieyo z Taiwanu. Tyle. Nikogo wiecej juz nie ma. Teraz czas na refleksje, zdrowienie i nowe plany :)
Pozegnalem Ha i Hunga, gdyz dzisiaj wylatywali do Wietnamu. Mam nadzieje ze puscili ich z tym ogromnym nadbagazem :)
Zostalem tylko ja i Andy-ieyo z Taiwanu. Tyle. Nikogo wiecej juz nie ma. Teraz czas na refleksje, zdrowienie i nowe plany :)
25.12.2006 - Boze Narodzenie
Dzien zaczal sie dosyc wczesnie - 5 rano. Na szczescie! Bo ile mozna sie przewracac z jednego boku na drugi.
Sniadanie zjedlismy o 5.30, potem ubrailsmy sie i wyszlismy ze swiatyni zeby zobaczyc wschod slonca. Niestety widocznosc byla kiepska, poniewaz nad morzem byly chmury. Tak wiec wrocilismy, obejrzelismy swiatynie jeszcze raz za dnia i czas bylo ruszac.
Okazalo sie ze ten niemily Koreanczyk tez szedl w tym samym kierunku i czekal na nas bo myslal ze pojdziemy razem. Fyiol jako ze jest tez Koreanczykiem i nie potrafi powiedziec "Nie" byl troche smutny z tego powodu. Tak wiec Ha i ja przedsiewzielismy akcje "Zniechec czlowieka do nas" - czyli zaczelismy spiewac sobie w pokoju koledy :) Wiec facet uznal ze cos z nami nie ten i sobie poszedl :) Posprzatalismy pokoj, pozegnalismy sie z pania i ruszylismy w swoje strony.
2,5 km w gore i bylismy na szczycie. Niestety u gory byly chmury i strasznie wialo, wiec zrobilismy sobie tylko pare zdjec, zlozylismy zyczenia swiateczne i zaczelismy schodzic z tej gorki. Trasa do przejscia tym razem to 6,8 km i juz! :)
Obiadek zjedlismy przy strumyku i malutkim jeziorku z ktorego mozna bylo nabrac wody. Podzielilismy sie reszta zapasow Krakowskiej z Koreanska para ktora tez akurat robila sobie przerwe i dalej.
Okazalo sie ze pomimo ze na gorze odczuwalna temperatura wynosila okolo -20 to na dole byla wczena jesien i +10. O 16 wsiedlismy w autobus do 속저 gdzie mielismy sie spotkac z babcia Fyiola.
W tym czasie zaczelo sie ze mna cos dziac. Zimno, cieplo, niedobrze, dreszcze. Bleeee. Zaczelo wychodzic zmeczenie. Gdy dotarlismy do portu, poszlismy na jedzenie - znowu surowe ryby - niestety nie tego sie spodziewalem. Wiec costam przekasilem, skupiajac sie na zupie z glow ryby :) Pozegnalismy sie i pojechalismy nad Morze Wschodnie pobyc na koncu Azji jak to Fyiol okresli. Bo Rosja to jest Europa :P
Nastepnie goraca sauna i bieg do autobusu. W autobusie umieralem juz tak bardzo ze sie nie da chyba bardziej. Strategia - zwin sie w kulke na szczescie skutkowala, wiec dojechalismy do Seulu bez wiekszych problemow. 1,5 h metrem i juz bylismy w szkole. Spac o 1 w nocy i fru.
24.12.2006 - Wigilia
Zakwaterowalismy sie w Buddyjskiej swiatyni - 봉정암 - najwyzej polozonej swiatyni w Korei Poludniowej. Wzbudzilismy duze zainteresowanie, poniewaz o tej porze nikt z zagranicy nie wybiera sie w te rejony, a poza tym mielismy tlumacza - wiec dalo sie z nami porozmawiac.
Tak wiec zostalismy zaproszeni do pomieszczenia, gdzie bylo "biuro" i tam spotkalismy z glownym mnichem odpowiedzialnym za ta swiatynie. Byl bardzo ciekawy skad sie wzielismy, a co ciekawe powiedzial ze byl w Warszawie i Moskwie kilkanascie lat temu :) Swiat jest strasznie maly ;) Przekazal kilka madrosci Buddy, rozdal pamiatki i sie rozstalismy.
Swiatynia skladala sie z kilku budynkow - miejsce modlow, miejsca mieszkalne dla mnichow, generatory pradu, pomieszczenia dla podroznikow, toalety i kilka innych budynkow. Pokoje byly bardzo ubogie - tj. mialy sciany, podloge, polki na maty do spania, stol i drzwi. Ha poszla spac do zenskiego pokoju z nasza nowa towarzyszka podrozy, a my zostalismy zakwaterowani w pokoju z jeszcze jednym Koreanczykiem ktory podobno byl bardzo chamski, wiedzial wszystko najlepiej i wprowadzil w pokoju nastroj Hitler Jugend.
Czas na kolacje. Wieczerze zjedlismy w malym gronie - nasza piatka i ten koles. Wegetarianski posilek skladal sie z ryzu, zupy z jakichs roslin i kimchi. Po kolacji wprowadzilismy dodatkowe pozywienie w obieg - druga krakowska, snickersy, ciasteczka i gimpap. :) Najedzeni poszlismy sie przebrac, do toalety - tj. dziury w podlodze nad szambem i spac. O 9 wylaczali prad w calym kompleksie aby ladowac baterie. Ogrzewanie takze mialo zostac pogromione.
Czas spac. I znowu nie spalem. Koreanczyk zapalil swiece w pokoju, i zaczal chrapac 10 minut po zamknieciu oczu, a ogrzewania nie wylaczyli, a raczej jeszcze je podkrecili - jak sie potem dowiedzielismy - z naszego powodu. Tak wiec w przeciagu nocy z 2 par spodni, 3 bluz, koldry i spiwora, zredukowalem ubranie do spodni z pizamy, koszulki z krotkim rekawkiem i cieniutkiego kocyka.
Dodatkowo w nocy zaczelo wiac i otwieraly nam sie drzwi do pokoju - na zdjeciu - mechanizm zamykajacy drzwi, a wtedy natychmiast robilo sie zimno. Fyiol tez nie spal wiec poszlismy poogladac noc w gorach. Bylo niesamowicie, jeszcze nigdy nie widzialem tylu gwiazd. Bezchmurne niebo, sliczna okolica, cisza, no i fakt ze jestesmy w swiatyni. Pieknie pieknie, ale tak pizdzialo ze trzeba bylo od razu wbiec do domu :) Z utesknieniem czekalem zeby oficjalnie zaczal sie nastepny dzien.
Tak wiec zostalismy zaproszeni do pomieszczenia, gdzie bylo "biuro" i tam spotkalismy z glownym mnichem odpowiedzialnym za ta swiatynie. Byl bardzo ciekawy skad sie wzielismy, a co ciekawe powiedzial ze byl w Warszawie i Moskwie kilkanascie lat temu :) Swiat jest strasznie maly ;) Przekazal kilka madrosci Buddy, rozdal pamiatki i sie rozstalismy.
Swiatynia skladala sie z kilku budynkow - miejsce modlow, miejsca mieszkalne dla mnichow, generatory pradu, pomieszczenia dla podroznikow, toalety i kilka innych budynkow. Pokoje byly bardzo ubogie - tj. mialy sciany, podloge, polki na maty do spania, stol i drzwi. Ha poszla spac do zenskiego pokoju z nasza nowa towarzyszka podrozy, a my zostalismy zakwaterowani w pokoju z jeszcze jednym Koreanczykiem ktory podobno byl bardzo chamski, wiedzial wszystko najlepiej i wprowadzil w pokoju nastroj Hitler Jugend.
Czas na kolacje. Wieczerze zjedlismy w malym gronie - nasza piatka i ten koles. Wegetarianski posilek skladal sie z ryzu, zupy z jakichs roslin i kimchi. Po kolacji wprowadzilismy dodatkowe pozywienie w obieg - druga krakowska, snickersy, ciasteczka i gimpap. :) Najedzeni poszlismy sie przebrac, do toalety - tj. dziury w podlodze nad szambem i spac. O 9 wylaczali prad w calym kompleksie aby ladowac baterie. Ogrzewanie takze mialo zostac pogromione.
Czas spac. I znowu nie spalem. Koreanczyk zapalil swiece w pokoju, i zaczal chrapac 10 minut po zamknieciu oczu, a ogrzewania nie wylaczyli, a raczej jeszcze je podkrecili - jak sie potem dowiedzielismy - z naszego powodu. Tak wiec w przeciagu nocy z 2 par spodni, 3 bluz, koldry i spiwora, zredukowalem ubranie do spodni z pizamy, koszulki z krotkim rekawkiem i cieniutkiego kocyka.
Dodatkowo w nocy zaczelo wiac i otwieraly nam sie drzwi do pokoju - na zdjeciu - mechanizm zamykajacy drzwi, a wtedy natychmiast robilo sie zimno. Fyiol tez nie spal wiec poszlismy poogladac noc w gorach. Bylo niesamowicie, jeszcze nigdy nie widzialem tylu gwiazd. Bezchmurne niebo, sliczna okolica, cisza, no i fakt ze jestesmy w swiatyni. Pieknie pieknie, ale tak pizdzialo ze trzeba bylo od razu wbiec do domu :) Z utesknieniem czekalem zeby oficjalnie zaczal sie nastepny dzien.
24.12.2006 Przygotowania do Wigilii
O 6 rano zadzwonil budzik. Pol godzinki dla sloninki, obudzilem ekipe o 6.20. Ogarnelismy sie troche. Troche, bo tak na serio to nikomu nie chcialo sie isc w te gory. Po cichu rozmawialismy juz o planie B - jedziemy gondola na jakas inna gorke, potem wracamy i idziemy do Aquaparku. Jednak silna wola przezwyciezyla. O 7.20 wyruszylismy z domu. Babci w podziekowaniu zostawilismy Krakowska, ktora Hung przywiozl ze soba jak lecial do Ha 2 tygodnie temu.
I sie zaczelo.
Przy wejsciu do parku narodowego bylismy okolo 8.30 rano. Pierwsze co uslyszelismy to: "Jestescie juz spoznieni", drugie to "Jakto nie macie kompasu? Tam padal snieg i nie ma tras", a trzecie "Ale jak mozecie wychodzic w dzinsach - tak sie nie da". No ale ze Polak potrafi, przekonalismy Fyiola ze damy rade i wszystko bylo wporzo.
Zalozylismy kolce na buty i zabezpieczenie przed sniegiem na nogi (ktore nota bene dostalismy od taty Fyiola) i okolo 9.30 ruszylismy.
Do przejscia bylo 8 km. Roznica poziomow to 1700 metrow. Poczatek wydawal sie latwy, troche sie nabijalismy z tych "Koreanskich gor", taki poczatek trwal 2 godziny. Jako ze nastraszyli nas ze nie zdazymy przed zachodem, postanowilismy sie sprezac. Przewodnik podawal ze przejscie zajmie okolo 8 godzin w lecie.
Zrobilismy przerwe w pierwszym schronisku po drodze. Obiadek, kabanosiki (tez z Polski), 라면, i goraca herbatka. Miejsce wygladalo jak zywcem z Nepalu lub Tybetu.
Trzeba bylo ruszac dalej. Okolo 15 gorka zaczela porzadnie dawac po dupie... Stromizny, oblodzone fragmenty, w innych miejscach rozpuszczony od slonca snieg, ktory byl tak sliski ze nie dalo sie ustac.
Po drodze spotkalismy samotna pania, ktora tez szla nasza trasa ... tylko jedna osoba w gore poza nami... Wiec postanowilismy postawic na "teamwork" i razem wychodzilismy reszte trasy. Okazala sie bardzo mila osoba i praktycznie spedzila z nami cala reszte drogi i caly wieczor oraz nastepny poranek.
O 16.40, po 7 km drogi, dotarlismy na jakas gorke. Robilo sie juz ciemno. Postanowilismy wiec zrezygnowac ze wspinaczki na szczyt i zatrzymac sie w swiatyni buddyjskiej.
Ktora byla oddalona o 1 km od miejsca gdzie bylismy. Tak wiec kolejne 40 minut i fru. Bylismy na miejscu.
I sie zaczelo.
Przy wejsciu do parku narodowego bylismy okolo 8.30 rano. Pierwsze co uslyszelismy to: "Jestescie juz spoznieni", drugie to "Jakto nie macie kompasu? Tam padal snieg i nie ma tras", a trzecie "Ale jak mozecie wychodzic w dzinsach - tak sie nie da". No ale ze Polak potrafi, przekonalismy Fyiola ze damy rade i wszystko bylo wporzo.
Zalozylismy kolce na buty i zabezpieczenie przed sniegiem na nogi (ktore nota bene dostalismy od taty Fyiola) i okolo 9.30 ruszylismy.
Do przejscia bylo 8 km. Roznica poziomow to 1700 metrow. Poczatek wydawal sie latwy, troche sie nabijalismy z tych "Koreanskich gor", taki poczatek trwal 2 godziny. Jako ze nastraszyli nas ze nie zdazymy przed zachodem, postanowilismy sie sprezac. Przewodnik podawal ze przejscie zajmie okolo 8 godzin w lecie.
Zrobilismy przerwe w pierwszym schronisku po drodze. Obiadek, kabanosiki (tez z Polski), 라면, i goraca herbatka. Miejsce wygladalo jak zywcem z Nepalu lub Tybetu.
Trzeba bylo ruszac dalej. Okolo 15 gorka zaczela porzadnie dawac po dupie... Stromizny, oblodzone fragmenty, w innych miejscach rozpuszczony od slonca snieg, ktory byl tak sliski ze nie dalo sie ustac.
Po drodze spotkalismy samotna pania, ktora tez szla nasza trasa ... tylko jedna osoba w gore poza nami... Wiec postanowilismy postawic na "teamwork" i razem wychodzilismy reszte trasy. Okazala sie bardzo mila osoba i praktycznie spedzila z nami cala reszte drogi i caly wieczor oraz nastepny poranek.
O 16.40, po 7 km drogi, dotarlismy na jakas gorke. Robilo sie juz ciemno. Postanowilismy wiec zrezygnowac ze wspinaczki na szczyt i zatrzymac sie w swiatyni buddyjskiej.
Ktora byla oddalona o 1 km od miejsca gdzie bylismy. Tak wiec kolejne 40 minut i fru. Bylismy na miejscu.
23.12.2006
Przygotowania do wyjazdu zaczelismy od spotkania z tata Fyiola ktory chcial zobaczyc jacy to ludzie chca wyciagnac jego dziecko na tak karkolomna wyprawe. Zaczelo sie od rozmowy ze to jest niewykonalne, a po pol godziny tata nam przytaknal, sam wyrysowal trase i powiedzial ze powinnismy dac rade z naszym planem :)
Potem poszlismy kupic dla mnie buty.
Okazalo sie ze jego ojciec jest pasjonatem chodzenia po gorach i bardzo chcialby z nami isc, ale nie mogl :) Tak wiec nie dosc ze dostalismy blogoslawienstwo na wyjazd to na dodatek zdobylismy wielkiego plusa :)
Wyjechalismy ze szkoly o 16. Autobus odjezdzal o 17.40 i mial jechac 3,5h. Niestety z powodow korkow na autostradzie podroz wydluzyla sie do 6 godzin. Po dotarciu na miejsce zakupilismy pozywienie na nastepne dni i udalismy sie na kolacje do pobliskiego targowiska rybnego. Fyiol znal miejsce gdzie daja dobre jedzenie. Miejscowka dosyc nietypowa - wielki namiot z dziesiatkami kobiet sprzedajacymi ryby.
Jedzenie wybieralo sie bardzo prosto. Trzeba bylo pokazac ktora rybe, lub inny artykul sie chce, nastepnie byl on zabijany, obierany, patroszony, krojony na kawalki i podawany do jedzenia. Na surowo :) Nigdy do tej pory nie jadlem surowej ryby ... nawet dobre. Osmiornice i kalamarnice tez zjedlismy surowe...
Potem pojechalismy spac do babci Fyiola. Tam ostatnie przygotowania, pakowanie, rozdzial sprzetu itp. Polozylismy sie spac o 2 w nocy. Babcia okazala sie strasznie zywa kobieta, posiedziala z nami pomimo ze bylo juz strasznie pozno, porozmawialismy chwile (Fyiol tlumaczyl) i spac.
Niestety nie moglem spac... cos nie pasowalo. Ehhh nie mam pojecia co jest z ta Korea - od 2 miesiecy nie moge sie porzadnie wyspac albo w ogole nie potrafie zasnac.
Potem poszlismy kupic dla mnie buty.
Okazalo sie ze jego ojciec jest pasjonatem chodzenia po gorach i bardzo chcialby z nami isc, ale nie mogl :) Tak wiec nie dosc ze dostalismy blogoslawienstwo na wyjazd to na dodatek zdobylismy wielkiego plusa :)
Wyjechalismy ze szkoly o 16. Autobus odjezdzal o 17.40 i mial jechac 3,5h. Niestety z powodow korkow na autostradzie podroz wydluzyla sie do 6 godzin. Po dotarciu na miejsce zakupilismy pozywienie na nastepne dni i udalismy sie na kolacje do pobliskiego targowiska rybnego. Fyiol znal miejsce gdzie daja dobre jedzenie. Miejscowka dosyc nietypowa - wielki namiot z dziesiatkami kobiet sprzedajacymi ryby.
Jedzenie wybieralo sie bardzo prosto. Trzeba bylo pokazac ktora rybe, lub inny artykul sie chce, nastepnie byl on zabijany, obierany, patroszony, krojony na kawalki i podawany do jedzenia. Na surowo :) Nigdy do tej pory nie jadlem surowej ryby ... nawet dobre. Osmiornice i kalamarnice tez zjedlismy surowe...
Potem pojechalismy spac do babci Fyiola. Tam ostatnie przygotowania, pakowanie, rozdzial sprzetu itp. Polozylismy sie spac o 2 w nocy. Babcia okazala sie strasznie zywa kobieta, posiedziala z nami pomimo ze bylo juz strasznie pozno, porozmawialismy chwile (Fyiol tlumaczyl) i spac.
Niestety nie moglem spac... cos nie pasowalo. Ehhh nie mam pojecia co jest z ta Korea - od 2 miesiecy nie moge sie porzadnie wyspac albo w ogole nie potrafie zasnac.
Wyprawa
Pomimo jak moj tata utrzymuje "Jestes dzieckiem mamuni" chyba jestem takze bardzo "Dzieckiem tatusia" :) Poniewaz swieta w Korei to raczej nie jest nic wiecej niz kolejna wymowka zeby sie wspolnie napic soju lub jak moi znajomi mnie poinformowali - czas kiedy mozna spedzic 7 h w kafejce internetowej, postanowilismy przedsiewziac inna opcje.
Wyjazd nad Morze Wschodnie w okolice masywu Soraksan aby wspiac sie na najwyzszy szczyt w Korei Poludniowej (na kontynencie, bo Halasan - na wyspie Jeju jest najwyzsza gora w ogole) - 대정봉 - 1708m. Heh no tak moze niezbyt wysoka gorka. Tylko pamietajmy ze zaczynamy liczyc od wysokosci 0 mnp.
Sklad ekipy:
Ha - tudziez Hania - prowodyr calego wypadu. Niepozorna Wietnamka ktora prawie cale zycie spedzila w Polsce, wiec traktuje ja jak Polke :)
Hung - chlopak Hani - podobna struktura pochodzenia :)
Fyiol - Koreanczyk, ktorego powinni wszyscy znac jesli czytaja bloga
Ja - yyyy no.
Plan:
Dzien1: Wyjazd do 속저, kolacja, spanie u babci Fyiola
Dzien2: Wspinaczka na 대정봉, noc w schronisku
Dzien3: Zejscie do miasta, sauna, kolacja, autobus do Seulu
Warunki pogodowe:
Bezchmurnie, na dole 0C, na gorze -10C, przy wietrze -20C
Serio - plan wydawal sie bardzo karkolomny. Taki zreszta sie tez okazal, no ale o tym pozniej.
Wyjazd nad Morze Wschodnie w okolice masywu Soraksan aby wspiac sie na najwyzszy szczyt w Korei Poludniowej (na kontynencie, bo Halasan - na wyspie Jeju jest najwyzsza gora w ogole) - 대정봉 - 1708m. Heh no tak moze niezbyt wysoka gorka. Tylko pamietajmy ze zaczynamy liczyc od wysokosci 0 mnp.
Sklad ekipy:
Ha - tudziez Hania - prowodyr calego wypadu. Niepozorna Wietnamka ktora prawie cale zycie spedzila w Polsce, wiec traktuje ja jak Polke :)
Hung - chlopak Hani - podobna struktura pochodzenia :)
Fyiol - Koreanczyk, ktorego powinni wszyscy znac jesli czytaja bloga
Ja - yyyy no.
Plan:
Dzien1: Wyjazd do 속저, kolacja, spanie u babci Fyiola
Dzien2: Wspinaczka na 대정봉, noc w schronisku
Dzien3: Zejscie do miasta, sauna, kolacja, autobus do Seulu
Warunki pogodowe:
Bezchmurnie, na dole 0C, na gorze -10C, przy wietrze -20C
Serio - plan wydawal sie bardzo karkolomny. Taki zreszta sie tez okazal, no ale o tym pozniej.
Swieta Swieta i po Swietach
Hehe no i sie skonczylo swietowanie. Nie bylo domowego ogniska ale -20 stopni, nie bylo prezentow, wieczerza byla w wiekszosci wegetarianska, zamarzniete snickersy zamiast ciasta, poszlismy spac gdy wylaczono generatory pradu. Ahhhh wspaniale swieta. Wiecej zaraz :)
sobota, grudnia 23, 2006
Wesolych Swiat!
해피 크리스마스!
왜냐하면 크리스마스 여기에서 없어요, 서락산에서 등산 하러 가요.
Zycze wszystkim Wesolych i Pogodnych Swiat Bozego Narodzenia! Spelnienia marzen, wielu prezentow i rodzinnego ciepla!
Z powodu takiego, ze tu swiat nie ma... wyjezdzam w gory pochodzic troche.
Bede 26go.
Pozdrooooo!
왜냐하면 크리스마스 여기에서 없어요, 서락산에서 등산 하러 가요.
Zycze wszystkim Wesolych i Pogodnych Swiat Bozego Narodzenia! Spelnienia marzen, wielu prezentow i rodzinnego ciepla!
Z powodu takiego, ze tu swiat nie ma... wyjezdzam w gory pochodzic troche.
Bede 26go.
Pozdrooooo!
środa, grudnia 20, 2006
Wszyscy sie rozjezdzaja
Tak juz oficjalnie z naszej 16tki zostalo 5 osob. Jutro kolejni wyjezdzaja. Zaczyna sie robic pusto. Jesli do 30 grudnia nie bedzie zadnej odpowiedzi bedzie to oznaczalo ze wracam do domu. Nie wiem czy cieszyc sie czy rozpaczac.
Z jednej strony fajnie byloby zobaczyc wszystkich, wyjsc na miasto, pobyc normalnym studentem.
Z drugiej - ale co jesli wszyscy i tak beda zajeci swoimi sprawami? Chodzenie i sepienie zeby ktos gdzies wyszedl. Szkola, praca itp. Ehhhh a poza tym moze w Polsce ta trawa wcale nie jest tak bardziej zielona...
Z jednej strony fajnie byloby zobaczyc wszystkich, wyjsc na miasto, pobyc normalnym studentem.
Z drugiej - ale co jesli wszyscy i tak beda zajeci swoimi sprawami? Chodzenie i sepienie zeby ktos gdzies wyszedl. Szkola, praca itp. Ehhhh a poza tym moze w Polsce ta trawa wcale nie jest tak bardziej zielona...
Troche bajzel na swieta
Hm to chyba rodzinne ze trzeba sie z kims pozrec na swieta. Ja mam ostatnio na pienku z exchange managerem z KAISTu. Wyslal bardzo brzydkiego maila do mnie i paru innych osob w szkole. Heh i dzisiaj wszyscy mnie przepraszaja i mowia jak bardzo jest im przykro z tego powodu...
Ehhh, bycmoze wcale nie posiedze tutaj za dlugo... Ide poczytac ksiazke!!!!! No i moze na jakis obiad tez pojde, bo od tego on jest.
Ehhh, bycmoze wcale nie posiedze tutaj za dlugo... Ide poczytac ksiazke!!!!! No i moze na jakis obiad tez pojde, bo od tego on jest.
poniedziałek, grudnia 18, 2006
Investment Analysis
Dzisiaj pan profesor powiedzial mi duuuuuzo zaskakujaco milych rzeczy. Moje ego sie podbudowalo.
Potem za prace dostalem A+. Hmmm ciesze sie, bo rzeczywiscie duzo wlozylem w ten przedmiot. W przeciwienstwie do tego, ktory mam jutro. I robie prezentacje. Heh moi teammates mnie juz nie lubia, bo sie nie chce spotykac na teammeetingi, ktore trwaja miliony godzin. W zamian za spokojna przyszlosc, zrobilem za nich cala prezentacje.
Teraz sie juz luzuje. W srode bymchcialbym na deskeeee. Sieeeee zobaczyyy
Potem za prace dostalem A+. Hmmm ciesze sie, bo rzeczywiscie duzo wlozylem w ten przedmiot. W przeciwienstwie do tego, ktory mam jutro. I robie prezentacje. Heh moi teammates mnie juz nie lubia, bo sie nie chce spotykac na teammeetingi, ktore trwaja miliony godzin. W zamian za spokojna przyszlosc, zrobilem za nich cala prezentacje.
Teraz sie juz luzuje. W srode bymchcialbym na deskeeee. Sieeeee zobaczyyy
niedziela, grudnia 17, 2006
Snieg po raz drugi
Wczoraj spadl snieg. I to tak porzadnie. Tak porzadnie ze dzisiaj nawet byl na chodnikach. To zmowytowalo mnie do wziecia snowboardowych rekawiczek. Co spowodowalo ze poczulem ze trza na deske. Potem widzialem w metrze ludzi z nartami, co spowodowalo ze poczulem ze bardzo trza na deske. Potem wyszedlem na zewnatrz, a to spowodowalo ze zrobilo mi sie zimno. Co znowu spowodowalo ze pomyslalem ze nie mam spodni snowboardowych. Brak spodni wywolal potrzebe zakupienia spodni, ale sa drogie wiec kupie tylko kalesony. A NA DESKE MOZE W TA SRODE SIE WYBIORE.
Swieta
Nie, nie wracam na swieta. Jakbym mial wracac, kosztowaloby to - 4500 USD. Wiec moze nie wroce lepiej. Zrobie taki prezent rodzicom ze zaoszczedze tyyyyyle kasy :)
Dzisiaj wybralem sie na zakupy swiateczne. No bo przeciez trzeba sobie cos kupic pod choinke. Tj. pierwsze trzeba kupic choinke.
Choinki zasilane na USB juz znalazlem, wiec taka biurkowa sobie kupie zeby bylo swiatecznie. A co do prezentu - nie wiem. Dalej jakis zagubiony w tej sprawie jestem. Moze ktos ma jakies sugestie?
W ogole strasznie bym chcial spedzic swieta w domu. Tutaj to calkowicie nie jest to. Nawet w stanach bylo lepiej.
Dzisiaj wybralem sie na zakupy swiateczne. No bo przeciez trzeba sobie cos kupic pod choinke. Tj. pierwsze trzeba kupic choinke.
Choinki zasilane na USB juz znalazlem, wiec taka biurkowa sobie kupie zeby bylo swiatecznie. A co do prezentu - nie wiem. Dalej jakis zagubiony w tej sprawie jestem. Moze ktos ma jakies sugestie?
W ogole strasznie bym chcial spedzic swieta w domu. Tutaj to calkowicie nie jest to. Nawet w stanach bylo lepiej.
Zmiany i przemyslenia
Hm, dla tych ktorzy zastanawiaja sie dlaczego ja tu jeszcze siedze a i nie wracam do domu. Ogolnie, pomimo wielu trudnosci jest mi tutaj dobrze.
1. Jest bezpiecznie
2. Wbrew pozorom, mam co robic
3. Mam przemyslenia .... rozne przemyslenia
Pierwsze przemyslenie zwiazane jest z moimi aplikacjami na praktyke w SK
A. Jednak moja ambicja jest chora niekiedy. Bo niby nie chcialem do pracy, ale sam fakt ze to by byla praca w SK tak mnie motywowala ze bylbym gotow sie tam pchac ile wlezie. No ale nie wlazlo. Jestem bezrobotny :P
B. Nastepnego dnia po interview obudzilem sie i pierwsza mysl jaka mi wpadla do glowy to "Ojej, znowu 11", a druga to "Ehh jak ja nie chce isc do pracy". Co w ostatecznej wersji wyglada tak: "Nie chce pracowac dla kogos i komus generowac przychody za marna pensje. Wole byc odpowiedzialny za to co robie i miec z tego satysfakcje"
Poza tym non stop mam nowe pomysly co robic ze soba w zyciu i kombinuje ile sie da ... co uwazam za dobry znak.
Zaczalem czytac ksiazki. Tak dzisiaj sobie kupilem ksiazke. I to nie jakies pierdoly.
"The Aquariums of Pyongyang" - historia uciekiniera z Korei Polnocnej, ktory zyl w obozie pracy. Wlasciwie to taki pamietnik.
Dlatego tez chce zostac. Inne jakies powody tez sie znajda :) Czekam na odpowiedz ze szkoly.
1. Jest bezpiecznie
2. Wbrew pozorom, mam co robic
3. Mam przemyslenia .... rozne przemyslenia
Pierwsze przemyslenie zwiazane jest z moimi aplikacjami na praktyke w SK
A. Jednak moja ambicja jest chora niekiedy. Bo niby nie chcialem do pracy, ale sam fakt ze to by byla praca w SK tak mnie motywowala ze bylbym gotow sie tam pchac ile wlezie. No ale nie wlazlo. Jestem bezrobotny :P
B. Nastepnego dnia po interview obudzilem sie i pierwsza mysl jaka mi wpadla do glowy to "Ojej, znowu 11", a druga to "Ehh jak ja nie chce isc do pracy". Co w ostatecznej wersji wyglada tak: "Nie chce pracowac dla kogos i komus generowac przychody za marna pensje. Wole byc odpowiedzialny za to co robie i miec z tego satysfakcje"
Poza tym non stop mam nowe pomysly co robic ze soba w zyciu i kombinuje ile sie da ... co uwazam za dobry znak.
Zaczalem czytac ksiazki. Tak dzisiaj sobie kupilem ksiazke. I to nie jakies pierdoly.
"The Aquariums of Pyongyang" - historia uciekiniera z Korei Polnocnej, ktory zyl w obozie pracy. Wlasciwie to taki pamietnik.
Dlatego tez chce zostac. Inne jakies powody tez sie znajda :) Czekam na odpowiedz ze szkoly.
Sesja
Bosh, ile w tym tygodniu sie dzialo. W ogole az musialem sobie rozplanowac tydzien na mindmapie. To tak zeby sobie umilic fakt ze mam duzo do roboty.
Byla tez sesja. Sesja wygladala tak: 3 prezentacje, 2 egzaminy. Najbardziej utkwil mi w pamieci jeden egzamin:
Wymagania na sam egzamin:
Laptop z podlaczeniem do internetu
MS office 2003
Nagrywarka CD-R
Pendrive
Kalkulator finansowy
Przygotowane materialy (o ktorych pozniej)
Zasady pisania egzaminu:
Czas: od 3 do 7 godzin - w zaleznosci co i jak
Mozna wychodzic kiedy sie chce i robic cokolwiek
Oddajemy egzamin wypalony na plycie CDR i na pendrive'ie
Materialy do przygotowania wczesniej - analiza sektora dobr luksusowych, trendy na rynku, kursy akcji 5 wybranych firm z sektora, analiza strategii firmy i jej sytuacja finansowa, instrumenty pochodne zwiazane z dana firma itd. itp. - w sumie 5 stron polecen.
Efekt egzaminu - 54 slajdy z prezentacja i rekomendacja w co inwestowac, jesli interesuje nas rynek dobr luksusowych. Teraz mam Louis Vuitton, Van Cleef & Aprels, Cartier, Prada, Tiffany, Hermes, Hennessy, Moet & Chandon w jednym paluszku. Co do oceny - nie wiem. Zobaczymy jutro.
Zostala mi jedna prezentacja we wtorek i bedzie oficjalnie koniec.
Byla tez sesja. Sesja wygladala tak: 3 prezentacje, 2 egzaminy. Najbardziej utkwil mi w pamieci jeden egzamin:
Wymagania na sam egzamin:
Laptop z podlaczeniem do internetu
MS office 2003
Nagrywarka CD-R
Pendrive
Kalkulator finansowy
Przygotowane materialy (o ktorych pozniej)
Zasady pisania egzaminu:
Czas: od 3 do 7 godzin - w zaleznosci co i jak
Mozna wychodzic kiedy sie chce i robic cokolwiek
Oddajemy egzamin wypalony na plycie CDR i na pendrive'ie
Materialy do przygotowania wczesniej - analiza sektora dobr luksusowych, trendy na rynku, kursy akcji 5 wybranych firm z sektora, analiza strategii firmy i jej sytuacja finansowa, instrumenty pochodne zwiazane z dana firma itd. itp. - w sumie 5 stron polecen.
Efekt egzaminu - 54 slajdy z prezentacja i rekomendacja w co inwestowac, jesli interesuje nas rynek dobr luksusowych. Teraz mam Louis Vuitton, Van Cleef & Aprels, Cartier, Prada, Tiffany, Hermes, Hennessy, Moet & Chandon w jednym paluszku. Co do oceny - nie wiem. Zobaczymy jutro.
Zostala mi jedna prezentacja we wtorek i bedzie oficjalnie koniec.
Christmas Party
W zeszly piatek - przed tym tygodniem, bylo Christmas Party. Takie oficjalne. Trzeba bylo przyjsc przebranym na "swiatecznie" i przyniesc swoj alkohol.
Tak tez wiec poczynilem. Zakupy w sklepie zaowocowaly nowym dobrem luksusowym - swiatecznymi rogami losia.
No i czas na party. Bylo bardzo swiatecznie. Zaspiewalismy koledy. Hm tyle ze swiat. No i bylismy przebrani. Potem oczywiscie na impreze
A rano glowka bolala. Zreszta bolala tez po poludniu i troche wieczorem. Kilka miesiecy temu myslalem ze to od mieszania piwa z soju, ale poniewaz przeprowadzilismy empiryczne badania i kilka dni wczesniej nie mieszalismy, wiedzialem ze to nie przez mieszanie. To tak po prostu :)
Tak tez wiec poczynilem. Zakupy w sklepie zaowocowaly nowym dobrem luksusowym - swiatecznymi rogami losia.
No i czas na party. Bylo bardzo swiatecznie. Zaspiewalismy koledy. Hm tyle ze swiat. No i bylismy przebrani. Potem oczywiscie na impreze
A rano glowka bolala. Zreszta bolala tez po poludniu i troche wieczorem. Kilka miesiecy temu myslalem ze to od mieszania piwa z soju, ale poniewaz przeprowadzilismy empiryczne badania i kilka dni wczesniej nie mieszalismy, wiedzialem ze to nie przez mieszanie. To tak po prostu :)
Interview i nowa praca
... a raczej praca ktorej nie dostalem.
No ale zacznijmy od poczatku. Zlozylem papiery na staz w firmie energetycznej - SK. Tak sie zlozylo ze nawet do mnie napisali i zaprosili na interview. Super, w ogole caly napalony ubralem sie w garniturek i poszedlem na rozmowe.
Podkreslmy - GLOBAL internship programme.
Dojechalem 10 minut przed czasem, wszedlem do odpicowanego budynku i udalem sie na gorze. Pierwszy sygnal ze moze cos nietentego, gdy sie okazalo ze na recepcji pani mowi tylko po Koreansku. No ale dobra, dogadalem sie i fru na gore.
Przywitala mnie pani, dala plakietke, zwrot kosztow podrozy i zaprowadzila do sali konferencyjnej gdzie mialem czekac na swoja kolej. Byla juz tam Chinka, ktora miala rozmowe jako pierwsza tego dnia. No i sobie siedzimy i rozmawiamy. Przychodza kolejni Chinczycy. Wporzo, co tam, maja blisko, wiec niech bedzie. Po 20 minutach w sali znajdowalo sie okolo 20 osob. 19 z nich pochodzilo z jednego kraju, 1 z innego. ( przy czym ta jedna osoba bylem ja).
Generalnie rzecz biorac poczulem potege Chin. Nie dosc ze bylo ich duzo, to jeszcze bardzo kumaci. Rozmawiali po Koreansku, Chinsku i Angielsku. No dobra, dam rade :)
Przyszla moja kolej. Pierwsze pytanie na rozmowie - "Do you speak Korean". No i klapa. Wiec ja na to "잘못 하지만 배웁니다" - Dobrze nie potrafie, ale sie ucze. Wiec interview zostal przeprowadzony po angielsku. Standardowe pytania za wyjatkiem jednego - "Say something about Poland - in Polish". W tym momencie okazalo sie to niczym gwozdz do trumny. Zatkalo mnie na maxa, no ale cos trzeba powiedziec.
"Przeciez i tak nie zrozumieja, po prostu powiedz cos o Polsce". I powiedzialem. Chbya nawet Kononowicz by byl ze mnie dumny, gdyz z moich ust wydala sie seria zdan o nastepujacej formie:
"Polska jest zdywersyfikowanym i duzym krajem. Mamy lasy, gory, rzeki i morze. Na poludniu sa gory, a na polnocy morze." (w tym momencie niemal wybuchlem smiechem bo zastanowilem sie nad tym co ja za glupoty gadam, ale trzeba bylo dalej. Po nabraniu powietrza kontynuowalem) "i mamy tez miasta, takie jak Warszawa, Gdansk, Krakow.... " (potem juz sie troche lepiej wypowiadalem, ale tak czy inaczej - totalna wiocha). Jakby to ktos nagral, albo oni rozumieli, to bym sie musial chyba zrzec obywatelstwa.
Ogolnie, za wyjatkiem tego pytania, uwazam ze nie poszlo mi kiepsko. Dlaczego wiec nie dostalem roboty?
Moja teoria wskazuje 2 odpowiedzi:
1. Albo ktos rozumial po Polsku
2. Albo po prostu Chinczycy mnie zdeklasowali, szczegolnie pod wzgledem znajomosci Koreanskiego, bo pomimo tego, ze nie bylo taiego wymagania, wydaje mi sie ze w firmie malo osob mowi po angielsku. A no i celem strategicznym firmy sa teraz Chiny...
Trudno sie mowi, idzie sie dalej.
Za zwrot kosztow podrozy - 30.000 KRW (przy czym koszty wyniosly mnie 1.600) poszedlem kupic cos do jedzenia i kartki swiateczne i prezent na gift - exchange I JESZCZE ZOSTALO!
No ale zacznijmy od poczatku. Zlozylem papiery na staz w firmie energetycznej - SK. Tak sie zlozylo ze nawet do mnie napisali i zaprosili na interview. Super, w ogole caly napalony ubralem sie w garniturek i poszedlem na rozmowe.
Podkreslmy - GLOBAL internship programme.
Dojechalem 10 minut przed czasem, wszedlem do odpicowanego budynku i udalem sie na gorze. Pierwszy sygnal ze moze cos nietentego, gdy sie okazalo ze na recepcji pani mowi tylko po Koreansku. No ale dobra, dogadalem sie i fru na gore.
Przywitala mnie pani, dala plakietke, zwrot kosztow podrozy i zaprowadzila do sali konferencyjnej gdzie mialem czekac na swoja kolej. Byla juz tam Chinka, ktora miala rozmowe jako pierwsza tego dnia. No i sobie siedzimy i rozmawiamy. Przychodza kolejni Chinczycy. Wporzo, co tam, maja blisko, wiec niech bedzie. Po 20 minutach w sali znajdowalo sie okolo 20 osob. 19 z nich pochodzilo z jednego kraju, 1 z innego. ( przy czym ta jedna osoba bylem ja).
Generalnie rzecz biorac poczulem potege Chin. Nie dosc ze bylo ich duzo, to jeszcze bardzo kumaci. Rozmawiali po Koreansku, Chinsku i Angielsku. No dobra, dam rade :)
Przyszla moja kolej. Pierwsze pytanie na rozmowie - "Do you speak Korean". No i klapa. Wiec ja na to "잘못 하지만 배웁니다" - Dobrze nie potrafie, ale sie ucze. Wiec interview zostal przeprowadzony po angielsku. Standardowe pytania za wyjatkiem jednego - "Say something about Poland - in Polish". W tym momencie okazalo sie to niczym gwozdz do trumny. Zatkalo mnie na maxa, no ale cos trzeba powiedziec.
"Przeciez i tak nie zrozumieja, po prostu powiedz cos o Polsce". I powiedzialem. Chbya nawet Kononowicz by byl ze mnie dumny, gdyz z moich ust wydala sie seria zdan o nastepujacej formie:
"Polska jest zdywersyfikowanym i duzym krajem. Mamy lasy, gory, rzeki i morze. Na poludniu sa gory, a na polnocy morze." (w tym momencie niemal wybuchlem smiechem bo zastanowilem sie nad tym co ja za glupoty gadam, ale trzeba bylo dalej. Po nabraniu powietrza kontynuowalem) "i mamy tez miasta, takie jak Warszawa, Gdansk, Krakow.... " (potem juz sie troche lepiej wypowiadalem, ale tak czy inaczej - totalna wiocha). Jakby to ktos nagral, albo oni rozumieli, to bym sie musial chyba zrzec obywatelstwa.
Ogolnie, za wyjatkiem tego pytania, uwazam ze nie poszlo mi kiepsko. Dlaczego wiec nie dostalem roboty?
Moja teoria wskazuje 2 odpowiedzi:
1. Albo ktos rozumial po Polsku
2. Albo po prostu Chinczycy mnie zdeklasowali, szczegolnie pod wzgledem znajomosci Koreanskiego, bo pomimo tego, ze nie bylo taiego wymagania, wydaje mi sie ze w firmie malo osob mowi po angielsku. A no i celem strategicznym firmy sa teraz Chiny...
Trudno sie mowi, idzie sie dalej.
Za zwrot kosztow podrozy - 30.000 KRW (przy czym koszty wyniosly mnie 1.600) poszedlem kupic cos do jedzenia i kartki swiateczne i prezent na gift - exchange I JESZCZE ZOSTALO!
niedziela, grudnia 03, 2006
Dinner party 2
Idea piatkowego wieczoru to: nie robie nic co by mnie meczylo. Wiec nie robilem nic :) Ale za to w sobote postanowilismy po raz kolejny pokazac na co stac polska ekipe (wspierana przez Koreanczyka, ktory potrafi juz powiedziec "Jestes dobra zona" oraz "Pani Ha, jestem glodny" :)
Menu: Phoa, Becherovka, chipsy, i ogolnie takie takie. Duze interesowania, gotowalismy w sumie 2,5 godziny pod okiem Ha ktora jako jedyna miala pojecie jak to danie przygotowac :). Zjedzone, popite, odspiewalismy koledy - no bo juz swieta prawie i trza bylo isc spac. :) Super wieczor. Wlasciwie super weekend. Teraz powrot do rzeczywistosci.
Menu: Phoa, Becherovka, chipsy, i ogolnie takie takie. Duze interesowania, gotowalismy w sumie 2,5 godziny pod okiem Ha ktora jako jedyna miala pojecie jak to danie przygotowac :). Zjedzone, popite, odspiewalismy koledy - no bo juz swieta prawie i trza bylo isc spac. :) Super wieczor. Wlasciwie super weekend. Teraz powrot do rzeczywistosci.
Subskrybuj:
Posty (Atom)