wtorek, grudnia 26, 2006
25.12.2006 - Boze Narodzenie
Dzien zaczal sie dosyc wczesnie - 5 rano. Na szczescie! Bo ile mozna sie przewracac z jednego boku na drugi.
Sniadanie zjedlismy o 5.30, potem ubrailsmy sie i wyszlismy ze swiatyni zeby zobaczyc wschod slonca. Niestety widocznosc byla kiepska, poniewaz nad morzem byly chmury. Tak wiec wrocilismy, obejrzelismy swiatynie jeszcze raz za dnia i czas bylo ruszac.
Okazalo sie ze ten niemily Koreanczyk tez szedl w tym samym kierunku i czekal na nas bo myslal ze pojdziemy razem. Fyiol jako ze jest tez Koreanczykiem i nie potrafi powiedziec "Nie" byl troche smutny z tego powodu. Tak wiec Ha i ja przedsiewzielismy akcje "Zniechec czlowieka do nas" - czyli zaczelismy spiewac sobie w pokoju koledy :) Wiec facet uznal ze cos z nami nie ten i sobie poszedl :) Posprzatalismy pokoj, pozegnalismy sie z pania i ruszylismy w swoje strony.
2,5 km w gore i bylismy na szczycie. Niestety u gory byly chmury i strasznie wialo, wiec zrobilismy sobie tylko pare zdjec, zlozylismy zyczenia swiateczne i zaczelismy schodzic z tej gorki. Trasa do przejscia tym razem to 6,8 km i juz! :)
Obiadek zjedlismy przy strumyku i malutkim jeziorku z ktorego mozna bylo nabrac wody. Podzielilismy sie reszta zapasow Krakowskiej z Koreanska para ktora tez akurat robila sobie przerwe i dalej.
Okazalo sie ze pomimo ze na gorze odczuwalna temperatura wynosila okolo -20 to na dole byla wczena jesien i +10. O 16 wsiedlismy w autobus do 속저 gdzie mielismy sie spotkac z babcia Fyiola.
W tym czasie zaczelo sie ze mna cos dziac. Zimno, cieplo, niedobrze, dreszcze. Bleeee. Zaczelo wychodzic zmeczenie. Gdy dotarlismy do portu, poszlismy na jedzenie - znowu surowe ryby - niestety nie tego sie spodziewalem. Wiec costam przekasilem, skupiajac sie na zupie z glow ryby :) Pozegnalismy sie i pojechalismy nad Morze Wschodnie pobyc na koncu Azji jak to Fyiol okresli. Bo Rosja to jest Europa :P
Nastepnie goraca sauna i bieg do autobusu. W autobusie umieralem juz tak bardzo ze sie nie da chyba bardziej. Strategia - zwin sie w kulke na szczescie skutkowala, wiec dojechalismy do Seulu bez wiekszych problemow. 1,5 h metrem i juz bylismy w szkole. Spac o 1 w nocy i fru.