Obudzilem sie na podlodze - na tym samym skrawku dywanu ktory sobie wieczorem upolowalem. Obok mnie lekko pochrapujacy Koreanczyk - dywan byl 2-osobowy a widocznie w nocy nie bronilem jakos szczegolnie swojego terytorium.
Goscie, tak jak alkohol z mojego organizmu, zaczeli sie powoli ulatniac. Czas wstawac.
"Moge sie wykapac?"
"응"
I wszystko bylo jasne. Woda byla ziiiiiiimna, ziiimna i bardzo malo twarda. Na placu boju zostala Marine, Fiyol i ja. Czas sprzatac.
Zlokalizowalismy odkurzacz, znieslismy reszte naczyn do kuchni DINGGGGGGG - kawa sie zaparzyla - czas na przerwe na balkonie.
Po przerwie wrocilismy do pracy ... ... ... bita smietana w lodowce przypomnialo sie MAcusiowi!!! Przeeeerwa!!!!
Potem znalalzly sie truskawki i cukier - czas na balkonik :)
W sumie sprzatanie zajeloby z 2 godziny, ale na skutek psieeerw zrobilo sie 5 godzin.
Nastepnie byla wycieczka: