środa, kwietnia 11, 2007

Swiateczny poranek

Obudzilem sie na podlodze - na tym samym skrawku dywanu ktory sobie wieczorem upolowalem. Obok mnie lekko pochrapujacy Koreanczyk - dywan byl 2-osobowy a widocznie w nocy nie bronilem jakos szczegolnie swojego terytorium.

Goscie, tak jak alkohol z mojego organizmu, zaczeli sie powoli ulatniac. Czas wstawac.

"Moge sie wykapac?"
"응"

I wszystko bylo jasne. Woda byla ziiiiiiimna, ziiimna i bardzo malo twarda. Na placu boju zostala Marine, Fiyol i ja. Czas sprzatac.

Zlokalizowalismy odkurzacz, znieslismy reszte naczyn do kuchni DINGGGGGGG - kawa sie zaparzyla - czas na przerwe na balkonie.

Po przerwie wrocilismy do pracy ... ... ... bita smietana w lodowce przypomnialo sie MAcusiowi!!! Przeeeerwa!!!!

Potem znalalzly sie truskawki i cukier - czas na balkonik :)

W sumie sprzatanie zajeloby z 2 godziny, ale na skutek psieeerw zrobilo sie 5 godzin.

Nastepnie byla wycieczka: