
Tak wiec zaczelismy zwiedzanie. Jak sie okazuje, nie wszyscy Koreanczycy mieszkali w domkach z tymi smiesznymi dachami jak Gyobokgung.

Domy mialy 4 pokoje - dla mezczyzn, kobiet, kuchnia i pomieszczenie dla konia. Takie male M2 :)

Nastepnie poszlismy zobaczyc tradycyjny slub Koreanski. Mowili na nim po Koreansku. Jedyny wniosek z tego przedstawienia, to to, ze jesli odbywa sie on 2 razy dziennie, 7 dni w tygodniu, to panstwo mlodzi musza byc tym strasznie zmeczeni. No i chyba byli :P Niestety nie bylo nikogo w poblizu kto bylby w stanie wytlumaczyc o co w tym wszystkim chodzi, wiec po jakichs 15 minutach poszlismy dalej zwiedzac.


Nastepnie troszke relaksu przy kaczuszkach ktore nie chcialy do mnie podplynac pomimo ze bardzo sie w tej sprawie staralem. No i tyle. Czas wrocic do Seulu.
