czwartek, listopada 30, 2006

Snieeeeeeeeeeeeeeeg

Snieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeg!!!!

wtorek, listopada 28, 2006

Jedzeniowa asymilacja

Dzisiaj pierwszy raz mi sie zdarzylo pomyslec: aaale bym sobie zjadl ta wstretna zupe z tofu. I nie dosc ze tak pomyslalem, to jeszcze okazalo sie ze w kafeterii dzisiaj ja serwowali. MMMMM pychota :)

poniedziałek, listopada 27, 2006

Jestem zdrowy!!!

Tak mi dzisiaj pan lekarz powiedzial w e-mailu!!!! Czyzby 2 miesiace udreki sie wreszcie zakonczyly?

Lodowiiiiskoooo

Wczoraj zorganizowalem wyjscie na lodowisko. Oczywiscie zostalo to skomentowane w stylu "huh tez cie pojeb..." ale chetni sie znalezli. Z rana wyruszylismy do Lotte World zeby troszke posmigac na lyzwach. Zaczelo sie od tego ze Europa nie dogadala sie z Korea i wyszlo na to ze czekalismy na siebie w innych miejscach. Oddalonych od siebie o 1,5 godziny drogi. No ale trudno :)

Lotte World to ogromny kompleks rozrywkowy. Znajduja sie tam: 10 pietrowe centrum handlowe, luksusowy hotel, teatr, wesole miasteczko (w budynku, a wieksze konstrukcje na zewnatrz), lodowisko, kregielnia, strzelnica i multiplex.



Ruszylismy smigac po lodzie. Po 3 godzinkach, czas bylo przejechac do COEX Mall i zjesc cos... w Jackie's Kitchen - restauracji Jackiego Chana. Potem odpoczynek w "odpoczywalni" gdzie bylo wszystko - laptopy, kawka, playstation, ladowarki do komorek ahhhhh. Potem poszlismy sobie pograc na automatach - heh i rzeczywiscie jest tak jak sobie to wyobrazalem - miliony ludzi i wszyscy graja :) Potanczylismy na Dance Dance Revolution i fru dalej.

Nastepnie kino - The Prestige - nie podobal mi sie w ogole, ale nie o to biega. Po kinie, poszlismy na Apkujong zeby zobaczyc budynek ktory zmienia kolor. No i zmienial :). Potem na Dehangno zeby zjesc i napic sie czegos.

Rozstalismy sie z Fyiolem o 00:30 i co? I poszlismy do restauracji kolo szkoly na jedzenie i soju. Nie ma to jak wypad na "pare godzinek".

A tak na marginesie - Wesolych Swiat Bozego Narodzenia :) Tutaj swieta juz trwaja od 2 tygodni.

niedziela, listopada 26, 2006

Ogarnac sie

To plan na ten tydzien. Wczoraj pochlonalem jednym tchem ksiazke "How to sleep less and have more energy than you ever had before". Nic jakos fenomenalnego, ale postanowilem zastosowac sie do kilku porad jakie tam zostaly zawarte.

1. Bede regularnie chodzil spac
2. Pije wode bo wtedy moge sie nia dzielic z kwiatkiem na biurku
3. Odstawiam kawe
4. Chodze na silke bo to cool
5. Wyzdrowiewam, bo juz tak nie moge

Z takich innych spraw biezacych - oficjalnie mija trzeci miesiac mojego pobytu. Daje rade, jest fajnie ... ale ... kurde jednak jest ciezko. Szczegolnie ze wzgledu na to, ze nie radze sobie jeszcze z dogadywaniem sie na bardziej abstrakcyjne tematy niz zamawianie jedzenia. Skonczylem pierwsza ksiazke z koreanskiego i zakupilem nastepna.

Pod wzgledem roznic kulturowych - jest tak sobie. Ciezko sie jednak dlugookresowo przestawic. Nie jest tak latwo jak bylo w USA. Nikt mi tego nie obiecywal, ale chyba podswiadomie bylem przekonany, iz wcale tak ciezej nie bedzie ... jednak jest.

piątek, listopada 24, 2006

Korean folk village

Po Samsungu pojechalismy do tradycyjnej wioski koreanskiej. Hm, wygladalo to tak jak tradycyjna wioska indyjska - tj. wszystko troche sztuczne, ale bylo bardzo przyjemnie. Chyba najbardziej wszystkim podobalo sie to, ze mozna bylo w spokoju sobie pospacerowac i odetchnac od Seulu, ktory jakby na to nie patrzec jest straaaasznie meczacym miastem.

Tak wiec zaczelismy zwiedzanie. Jak sie okazuje, nie wszyscy Koreanczycy mieszkali w domkach z tymi smiesznymi dachami jak Gyobokgung.

Domy mialy 4 pokoje - dla mezczyzn, kobiet, kuchnia i pomieszczenie dla konia. Takie male M2 :)

Potem dostalem gupawki. Nie, nie zmienilem sie i tak, dalej robie balagan wokol siebie i nie skladam ubran.

Nastepnie poszlismy zobaczyc tradycyjny slub Koreanski. Mowili na nim po Koreansku. Jedyny wniosek z tego przedstawienia, to to, ze jesli odbywa sie on 2 razy dziennie, 7 dni w tygodniu, to panstwo mlodzi musza byc tym strasznie zmeczeni. No i chyba byli :P Niestety nie bylo nikogo w poblizu kto bylby w stanie wytlumaczyc o co w tym wszystkim chodzi, wiec po jakichs 15 minutach poszlismy dalej zwiedzac.




Nastepnie troszke relaksu przy kaczuszkach ktore nie chcialy do mnie podplynac pomimo ze bardzo sie w tej sprawie staralem. No i tyle. Czas wrocic do Seulu.

Samsung trip

W czwartek bylismy na wycieczce do fabryki Samsunga. Niestety niczego ciekawego nie zobaczylismy. No moze poza 80-calowa plazma warta jedynie 100.000 USD i telefonem z 10 mega pixelowym aparatem. Reszta normalnie dostepna byla w sklepach. Chyba najbardziej podbudowalo mi sie ego, gdy pani wziela do reki komputer i powiedziala - ten komputer wazy jedynie troche ponad kilogram. A ja sobie pomyslalem ... hmmm ciekawe, bo moj tez :) Tyle. Nic specjalnego.

-----------------------

On Thursday we went to Samsung in Suwon. Unfortunately we did not experience anything thrilling there. Well maybe besides an 80 inch plasma display and a 10 mega pixel camera phone with optical zoom. Other things were available in stores already... Nothing special.

środa, listopada 22, 2006

Horror

Dzisiaj przezywam HORROR! Juz czwarta godzine prowadzimy spotkanie w sprawie rozwiazania case'a na ktorego sam moglbym napisac jakis wielki elaborat w przeciagu polowy czasu maximum. Ja juz po prostu nie moge. Wieksza ilosc osob powinna zwiekszac ilosc przerobionego materialu a nie go zanizac. Pewnie potem spedzimy jeszcze z kilka nastepnych godzin w celu omowienia tego kto co mysli na dany temat. Jasne taki proces jest potrzebny przy podejmowaniu jakichs kluczowych decyzji czy cos takiego, ale nie w przypadku case'a ktory ma 4 strony + tabelki. Katastrofa

---------

Heh ok, I am back to writing in English as well. This time it will bear more fruit, as Jinyoung agreed to learn "Merry Christmas in Polish" :) So other than that, I am currently in the worst nightmare to date - an ongoing team meeting. It's actually been 4 hrs since we started, and I bet everyone alone would be able to do the whole task within 2 hours. ARGH ARGH. I cannot stand this level of effectivity. Pleaaaase have some mercy on meeeeee. Jinyoung, I am keeping my fingers crossed for your exam as well :)

wtorek, listopada 21, 2006

Hangugo

안녕하세요,

저는 마첵이에요.카이스트학생이에요.한국에 3월 전 갔어요 그리고 한국을 좋아해요. 한국어를 몰아요, 그래서 잘못해요. 카이스트에서 친구를 많아요. 카이스트가 아주 멋있어요 그러나 작아요. 한국 음식 참 맛있어요, 그런데 카페테리아에서 음식 맛없어요. 대학교에서 바빠요 왜냐하면 한국어 공부해요. 지금 피곤해요 그래서 저는 갈까요.

안녕히계세요.

Tyle umiem stworzyc bez patrzenia do ksiazki piszac na jeden temat nie wiecej niz 10 minut. :) Chyba moze i nie jest zle. Gorzej z mowieniem.

"Dzien dobry,

Nazywam sie Maciek. Jestem studentem KAIST. Przyjechalem do Korei 3 miesiace temu i bardzo mi sie Korea podoba. Nie znam jezyka koreanskiego, wiec robie duzo bledow. Na KAIST mam duzo przyjaciol. KAIST jest bardzo ladny ale maly. Koreanskie jedzenie jest smaczne, ale w kafeterii jest niedobre. Na uniwarsytecie jestem zajety, gdyz ucze sie koreanskiego. Teraz jestem zmeczony wiec pojde sobie juz.

Do widzenia."

Heh no dobra, podstawowe slownictwo i powtorzenia. Z drugiej strony po polsku nie lepiej pisze :P

Daysleeper

Dzisiaj jest cieeeezki dzien. Bo nie wiem z jakiego powodu, ale nie moglem spac. Do tego stopnia, ze o 7 rano, znudzony przekonywaniem sie ze chce mi sie spac, wstalem i zaczalem poranek w stylu przodownika pracy. Tylko na tym sie skonczylo, bo z produktywnoscia to nie mam dzisiaj nic wspolnego

Zainstalowalem sobie Office 2007. I to wlasnie ten program mnie obudzil gdy trzeba bylo isc na zajecia - bo troche zaliczylem miedzyladowanie na ksiazkach rozlozonych na biurku.

Potem na zajeciach zajmowalem sie udawaniem ze uwazam. Przyznam nawet dawalo rade.

A teraz postanowilem zrobic cos pozytecznego, wiec sfotografowalem zabe ktora nawilza atmosfere w naszym labie.

A tak poza tym to wszystko ze mna wporzo. :P

Zycie studenta

Wczoraj odczulem ze jestem w Korei, a nie w Polsce. Bo bankomat powiedzial do mnie po koreansku i angielsku - "Insufficient funds on account". Chyba wole jak mowi to po polsku :). Kochane pieniazki przeslijcie rodzice? Dzisiaj, jako ze mam tylko 15 zl na koncie, zakupilem za pomoca karty troche ryzu na sniadanie ;p, jeszcze mi starczy na jedzenie przez pol dnia. Potem bedzie trzeba na sepa do kogos isc :)

63 building

W niedziele zorganizowalismy sobie wycieczke do 63building na 60 pietro zeby poogladac miasto. Poogladalismy. Nic specjalnego. I zdjecia tez niespecjalne. Potem poszlismy na niespecjalne jedzenie i niespecjalnie zadowoleni wrocilismy do domu.

niedziela, listopada 19, 2006

Szkola szkola szkola

Heh skasowal mi sie ten post juz z 2 razy. Do 3 razy sztuka mawiaja. No wiec KAIST powrocil do dawnej wersji - czyli wszyscy siedza i sie ucza i nic sie nie dzieje. No tj. oprocz uczenia sie. Ja sie tez uczylem, bo akurat tak jakos sie ulozyly zajecia ze sie trzeba bylo sprezyc. Spedzilem ostatni tydzien wyszukujac info nt. procesu emisji akcji z i bez praw poboru na rynku amerykanskim, czytajac prospekt emisyjny google, i obmyslajac kluczowe czynniku sukcesu motoroli v3. No i sie tydzien skonczyl. Piateczek znow przesiedzialem w garniturku, a wieczorem trzeba bylo sie ponownie zabawic. Efekty ponizej.





niedziela, listopada 12, 2006

Plany na przyszlosc

No i zrobilem jakies plany. Wyniki na obrazku. Nic fenomenalnego. Chce zostac jeszcze troche.

piątek, listopada 10, 2006

Plan naprawczy

No wiec tak... zostalem w zeszlym tygodniu poinformowany ze schudlem. Empirycznie jeszcze tego nie udalo mi sie sprawdzic, natomiast postanowilem podjac stosowne kroki w celu zniwelowania tego problemu. I otoz od ostatnich 4 dni wstaje o 20 minut wczesniej, co spowodowalo ze dzisiaj podnioslem swoje zwloki o: 7.50!!!! I POSZEDLEM NA SNIADANIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

A to oznacza, ze moj organizm bedzie otrzymywal o 30% wiecej ryzu dziennie :)

Trzymamy kciuki.

środa, listopada 08, 2006

Zakupy ubraniowe

Wybralem sie na zakupy ubraniowe zeby kupic czapke i ubrania. No i co? I kupilem sobie gre :P Wlasnie organizuje playstation :)

PCbang


Mialem o tym wspomniec kiedys, ale jakos nie wyszlo. Bylismy w PCbang czyli po polskiemu - kafejce internetowej. TYLKO ZE: tutaj jest tak: za godzine placi sie 5000won i dostaje sie: komfortowe miejsce przed kompem, ktory wyposazony jest zgodnie z trendami XXI wieku.

Na kompie jest milion gier - bo przeciez nie chodzi sie tu po to zeby chodzic na internet - od tego sa telefony, ale po to zeby sobie pograc. Dostalismy kawe z lodami i rura. Oczywiscie wszytko okazalo sie po koreansku, co spowodowalo ze bylismy w stanie zagrac tylko w Warcrafta. Ale i tak bylo fajnie :) Godzinka i myk do domu.

wtorek, listopada 07, 2006

Teamwork

Wczoraj odbylo sie spotkanie naszego teamu w sprawie odpowiedzenia na pytania do case'a. Wiec sie spotkalismy, postanowilismy isc na obiad, wrocilismy z obiadu i na korytarzu postanowilismy ze kazdy zrobi online i przysle do mnie. Po prostu efektywnosc tych ludzi mnie niekiedy powala.

Byc gwiazda gwiazda, ludzi fantazja

No i stalo sie. Zostalismy z Kuba gwiazdami szkolnej gazetki :) Nie mozemy sie teraz od fanow opedzic. (heh tj. podejrzewam ze bylismy jedynymi osobami ktore wypelnily formatke jakis czas temu). No ale co tam - wazny jest efekt :)

poniedziałek, listopada 06, 2006

Wieczerza

Po wspinaczce pod gore dotarlismy do domu. Szybkie ogarniecie w kuchni przekonalo nas ze zalozenie, iz "musi miec pieprz" wcale nie jest poprawne. Tak samo jak teza "no przeciez kazdy ma cukier w domu". No ale przynajmniej znalezlismy sol - ktora wygladala jak wodorotlenek sodu nota bene.

Rozpoczelismy przygotowania, chwile pozniej dotarly dodatkowe rece do pomocy i w efekcie 4 godziny pozniej bylo wszystko gotowe.



A oto efekt koncowy naszych przygotowan :) Dalismy rade :) I nawet dzisiaj wszyscy dalej zyja :)

Zakupy na kolacje

W sobote uknulem z Fyiolem ze robimy u niego w domu kolacje. Zaczelo sie od tego, ze wstalem o 8.30 zeby odebrac klucz do domu gospodarza, bo jak sie okazalo nie zdarzy dotrzec zeby nam pomoc. Wrocilem na kampus i o 10.30 z Ha spotkalismy sie zeby zrobic zakupy.

W planie do gotowania: Sajgonki (2 rozne wersje), poledwiczki wieprzowe z jablkiem w sosie musztardowym, koreanskie jedzenie i nalesniki.

Pojechalismy do Tesco zrobic zakupy a potem na targ dokupic rzeczy ktore nam brakowaly. Tak wiec sie zaczelo. Do wyzwan nalezalo kupienie: golonka, poledwicy wieprzowej, majeranku i musztardy francuskiej. Tak wiec pelni energi rozpoczelismy poszukiwania.

Byly zakupy miesne.


Kupowalismy takze dodatki do potraw


Przekaski


Po 6 godzinach robienia zakupow, bylem bogatszy o wiele nowych doswiadczen i informacji, m.in. cala teorie tlumaczaca dlaczego wieszano eunuchow za jaja :P Pojechalismy do domu Fyiola.

Po co komu aparaty

Heh no wlasnie. Spojrzmy na zalaczony obrazek. 4/5 urzadzen na zdjeciu to telefony ktore krecily filmy i robily zdjecia. 1 aparat nalezal do dziewczyny z wymiany. A jak tam u nas GPRS z zawrotna predkoscia 2 kB / s ? :P

KAIST Festival

Czyli cos co zmienilo sposob w jaki patrze na studentow tej uczelni. Z jednej strony ucza sie niekiedy do 4 nad ranem, sa totalnie nie zyciowi, chodza tylko na drinki, ale na impreze juz nie, maja dzieci w przedszkolach i zony na stanowiskach menagerskich ALE

POTRAFIA SIE BAWIC TAK JAKBY MIELI 10 LAT MNIEJ GDY JEST NA TO CZAS. Wlasnie taka okazja byl festiwal zorganizowany przez KAIST z okazji 10-cio lecia kampusu. W planie byly zawody sportowe, picie piwa na czas, pokazy taneczne, karaoke i koncert. Impreza zaczela sie o 2.30 po poludniu a skonczyla sie o 11 wieczorem gdy wszyscy rozeszli sie do knajpek na miescie zeby cos zjesc i napic sie soju.

Zaczelo sie od pokazow tanecznych. Stalismy z opadnietymi szczekami jak na scene wyszly nasze kolezanki z zajec - na codzien niepozorne dziewczyny w okularkach z laptopikiem i paroma kserowkami na zajecia.

Potem byl konkurs Karaoke w ktorym mielismy swoich reprezentantow w postaci Ha. My tez mielismy przygotowana piosenke po koreansku ... ale szpiedzy w twierdzy rebelii niestety potajemnie ustalili ze bez sensu i poszli nas wykluczyc z tego konkursu (bo nie chcieli zrobic z siebie idiotow), co moim zdaniem bylo bardzo chamskim zachowaniem. Heh no dobra, trudno. Robilem wiec jakies fotki.

A potem byl koooncert Kim Jong Hun'a ktory pil soju na scenie, ale koncert dal super.

Potem na kurczaczka na miasto i spac ... jak zwykle nie przed 1 nad ranem

czwartek, listopada 02, 2006

chadongchaga hayasumnida

"samochod jest bialy" czyli jak to sie jezdzilo biala strzala na Jeju.

Po tym jak Fyiol wytlumaczyl mi "wszystkie" zasady drogowe przyszlo przetestowac nabyta wiedze. Wiec oto jakie wnioski wyciagnalem po 3 dniach prowadzenia samochodu w Korei.



1. Jak jest czerwone swiatlo, to sie stoi (ale tylko jak sie jedzie prosto lub w lewo)
2. Jak jest zielone swiatlo to sie jedzie (chyba ze sie chce w lewo skrecac, wtedy nie jedzie sie)
3. Jak jest strzalka to sie jedzie zgodnie ze strzalka
4. Na drodze gdzie sa 3 pasy lub wiecej jezdzi sie srodkowymi lub tymi bardziej na prawo, bo na tych po lewej ludzie maja zwyczaj parkowac
5. Gdy nie ma swiatel, generalnie obowiazuje zasada kto pierwszy ten lepszy lub kto jest na drodze ktora ma wiecej pasow, ten jedzie
6. Na skrzyzowaniach mozna jezdzic do przodu, w lewo i prawo oraz do tylu
7. Znak "ustap pierwszenstwa" moze oznaczac "jedz powoli ale nie ustepuj pierwszenstwa"
8. Ograniczenia predkosci funkcjonuja tam gdzie sa radary i w miescie. Poza miastem dalej jakby funkcjonowaly, ale predkosci zazwyczaj sa o 25% wyzsze niz na znakach.
9. A no i jeszcze jest zasada, jak ktos ci sie wpycha na pas to go tam wpusc :P

A i jeszcze z takich ciekawych rzeczy, to jak rano wyjezdzalismy z parkingu, zapalilem swiatla zeby bylo bezpieczniej, po czym straznik przy wyjezdzie powiedzial ze mamy zapalone swiatla i zebysmy nie zapomnieli ich zgasic... dziiiwne.

środa, listopada 01, 2006

Jezdzenie

Jedzenie. Tutaj sie je wszystko. Wszystko co jest zdrowe. A skoro wszystko jest zdrowe, to nie ma rzeczy ktorej sie nie je. Wiec je sie np. larwy jedwabnikow, albo zupe z wnetrznosci ryby, albo slimaki ktore sie wciaga. Heh no i to wszystko tez juz jadlem. I jakas dziwna rybe. I jakies inne dziwne rzeczy. Ale kotleta z zylka dalej nie zjem... chyba mam jakas blokade w glowie.

A te larwy to sie tak smiesznie je, bo one tak pstrykaja. Ale owoce glonow bardziej pstrykaja, tylko ze sa mniej smaczne :P Nie zeby te larwy jakies pyszne byly, ale ogolnie dawaly rade. Zagryzalismy je mandarynkami :)

Jejudo part 2

Heh wiedzialem ze nie zmieszcze wszystkiego w jednym poscie. No wiec obudzilismy sie o 4. No dobra, 4.15 bo byla akcja "jeszcze 5 minutek". Ciasteczka do plecaka, kawka i w droge. Po 1,5 h bylismy na miejscu. Dobrze ze nie dostalem mandatu, bo jechalem 60 na ograniczeniu na 50. Przy czym reszta koreanskiego spoleczenstwa jechala 80. Wiec wzglednosc przepisow sie potwierdza.

Bylismy na 6 rano na parkingu. Tylko ze moj przewodnik mi nie powiedzial, ze przez 20 minut bedziemy sie w ciemnosciach wspinac pod jakas gore :) Ale ze nami byly jakies miliony innych ludzi wiec bylo razniej. Bylismy 6.20 i co? I nic. Nie wschodzilo. Gdzie to slonce. Nie ma bata, nie wzejdzie. Ale okolo 7 rano sie wreszcie sloneczko ogarnelo i zaczelo wschodzic :) No i ponownie bylo warto.

I tak wschodzilo i wschodzilo az wzeszlo i wygladalo nastepujaco...



A my wygladalismy o tej porze nastepujaco...



A my ze wschodzacym sloncem wygladalismy nastepujaco...



Potem bylo zasluzone sniadanie w sklepie wielobranzowym. Ryz :) Nawet sie przyzwyczailem do tego pozywienia. I ostatnio zaczalem zauwazac, ze co raz bardziej sie dziwie jak nie podaja ryzu do zupy z makaronem ... tj. bo zazwyczaj podaja i to jest wporzo :)

Nastepmym przystankiem byla przystan promu ktory niestety poplynal sobie gdy jedlismy pozywne zarcie z mikrofalowki. No ale dobra. Trudno. Zrobilem fotke, zjedlismy po cukierku i ruszylismy dalej.

Dojechalismy do miejsca gdzie jest ladny widok i... plan filmowy slawnego koreanskiego serialu. Ladny widok. Serial pewnie kiczowaty. Po widokach, nastapil przejazd zeby zobaczyc najstarsze drzewo w korei, krzakowy labirynt, i tunel w ktorym plynela lawa. Nastepnie odpoczynek na plazy. Potem tajemnicza droga gdzie rzeczy tocza sie pod gorke i kamienny smok.









Motto koncowki wycieczki to : "nie mozemy tutaj jesc bo nie styknie nam na paliwo" :) Ale wszystko sie udalo. Oddalismy samochod, na lotnisku poglaskalem sciane wiec w Seulu jeszcze w ramach konwersacji poszlismy na jedzenie :). Do domu dokulalem sie przed 1 w nocy. To sie nazywa odpoczynek.

Jejudo

Papierki byly do srody wieczorem. W czwartek wsiedlismy w samolot z Fyiolem - heh to mi sie trafil uczen z angielskiego. Zmienilismy tryb nauki z siedzenia i robienia zadan na chodzenie na kolacje, imprezy i jezdzenie na wakacje :) Oczywiscie to sie wszystko kwalifikuje pod "konwersacje". A no i dzieki temu umiem powiedziec: "Jestem glodny.O 15 idziemy na lunch. Spotkajmy sie o 14.45 na Dehangno" :P

No ale wracajac do wycieczki. Jakis czas temu postanowilismy sobie pomiec troche wakacji jako ze w moim wypadku zycie w szkole sprowadza sie do spania, siedzenia w labie i chodzenia na obiady ... czyli nuuuda, a w jego na pracowaniu dla wojska .... czyli tez beznadzieja. Jeju to wyspa na poludniu Korei Poludniowej :) Co tam jest? Wlasciwie wszytko. Wygasly wulkan, plaze, restauracje, i sloneczko :) a i jakies rzeczy warte zobaczenia, wiekszosc z nich zobaczylismy.


280 $ za weekend na osobe, a w cenie - 2 noce w apartamencie, samochod na 54 godziny i przelot samolotem w obie strony. Wcaaaale nie tak zle :) O 2 bylismy na lotnisku i sieee zaczelo.

Zaczelo sie od tego, ze nie chcieli mi wypozyczyc samochodu, bo moje prawo jazdy pokazywalo ze je uzyskalem jeden (slownie jeden) dzien temu. No ale sie udalo. Ufff. Kupilismy ubezpieczenie i nawigacje. I odjechalismy swiecacym sie Hyundai'em Sonata automatik na gaz. Co smieszniejszcze, instalacja gazowa byla zakladana przez LG :)))

Jako ze byl wieczor, postanowilismy pojechac do kwatery. 1,5 h jazdy. No wiec wsiadlem do auta i zadalem pytanie: Fyiol, jakie tutaj sa glowne przepisy drogowe? na co otrzymalem odpowiedz "Jak jest czerwone to sie stoi, a jak jest zielone to sie jedzie. A reszta to raczej jest wzgledna". No wiec caly zestresowany odpalilem auto i postepowalem zgodnie z tymi zasadami.

Dojechalismy, kolacyjna w jakiejs knajpce, potem troche zwiedzania i poznawania kultury, potem programy rozrywkowe w TV no i poszlismy spac. Tj. ja padlem. Apartament 2 osobowy, okolo 60m2, kuchnia, lazienka, pokoj, balkon z widokiem na morze :) Wporzo. Nazwalismy nasz apartament Szwecja - bo jakos tak to drewienko wygladalo szwedzko.

Nastepny dzien zaczal sie od ryzu na sniadanie. I ruszylismy. W sumie w samochodzie byly 3 glowne obiekty - polski kierowca, koreanska nawigacja z funkcja TV i druga bardzo wielofunkcyjna koreanska nawigacja :). Jak na zalaczonym obrazku :)



Plan byl napiety. Wyruszylismy o 11 rano (bo sie troszeszke zaspalo). Jakis wyprysk lawy w oceanie, klify powulkaniczne, jedna z wiekszych swiatyni buddyjskich w Korei, gorska droga, wodospad, plantacje zielonej herbaty, zachod slonca po zachodniej czesci wyspy. Duuuuuzo. Wrocilismy do domu o 23. Bylem tak padniety ze zasnalem nim byla moja kolej na kapanie sie. Ponizej kilka lepszych fotek :)







Slonce zachodzilo i popijajac frappe z zielonej herbatki z ciastkem zielonoherbacianym juuuz sie cieszylem ze zmierzamy w kierunku domu zeby odpoczac... jednak cos sie nagle przypomnialo... hm, wstajemy jutro o 4 rano bo trzeba wschod slonca ze wschodniej czesci wyspy zobaczyc. Ehhh ale jesli zachod byl taki, to chyba warto sie poswiecic i wstac...