wtorek, października 24, 2006

5:50

Dzisiaj wstalem o 5:50. Bo obudzily mnie komary. Kurde, ze one sie nie naucza zeeeee:

Mozna mnie gryzc ALE nie wolno mi bzykac nad glowa

Tak wiec dzisiaj po 50 minutowej walce, dalem za wygrana i poszedlem sobie. Przy czym moj wspollokator ulotnil sie z pokoju okolo 4.45 i nie wrocil. Wiec tez nie wiem osochozi.

Tak wiec jest 7.30 rano, siedze sobie w labie i popijam kawke. Pierwsza kawke - specjalnie zaznaczam ze to pierwsza, bo dzisiaj moze byc duzo kawek, jako ze Plussszzze mi sie skonczyly jakies 2 tygodnie temu.

poniedziałek, października 23, 2006

Windows Vista

Jak wiadomo ja musze miec to co jest nowe i czego nie ma nikt inny. Tak wiec postanowilem miec Windows Vista przed wszystkimi innymi. Kosztowalo mnie to 3 dni formatowania, robienia backupow, sprzatania kompa itp.

W efekcie mialem Viste. Przez 4 godziny, bo sie okazalo ze mam niezbyt mocny komputer. Wiec przywrocilem wszystko do poprzedniego stanu. Zapomnialem jedynie ze nie zrobilem backupa office'a co oznacza ze jedynym programem do edycji tekstu zostal Hangul - koreanski twor a'la Word.

Ehhhh

Ale okienka w Vista sie fajnie otwieraja :)

Egzamin

Mam egzamin. Tylko nie wiem kiedy. Ale mam. I wazne ze mi sie przypomnialo. Zaraz sie bede uczyl... tylko pojde cos zjesc, wypije kawke, sprawdze poczte po raz setny, zrobie siku i pojde znowu cos zjesc.

Ach, jak sie raz jest studentem SGH to jest sie nim juz do konca :P

niedziela, października 22, 2006

2 miesiace

Jeeeju, ja tu juz jestem prawie 2 miesiace. I co? I nico. Jest fajnie, ale czuje ze brakuje mi kilku rzeczy:

1. Rodzicow - heh no pomimo ze jest skype, to fajniej jest wiedziec ze jakby co to mozna zadzwonic i wpasc do domu na chwile
2. Ziomkow znajomkow - ludzie tu sa wporzo i w ogole, ale jednak nie ma to jak osoby ktore sie zna i mozna na nich polegac
3. Picia kawy w Daily Coffee na Swietokrzyskiej i bycia ogrywanym w Memory
4. Trawy na ktorej mozna sobie siasc
5. Kuchni - no bo co zrobic jak sie zachce jajecznicy?

no i chyba jeszcze paru innych rzeczy.

Dalej zastanawiam sie czy to ma sens zeby tu zostawac, czy lepiej pojechac do Warszawy i wreszcie skonczyc ta szkole moze w jakims sensownym czasie... ehhh.



A no i dzisiaj mi sie snilo ze jechalem autobusem w Polsce (nr 127) i ze mnie okradli. Banda zlodziei. No i co - moze nie wracac - tutaj nie kradna, nie zaczepiaja, jest spokoj. Spie w autobusach i metrze i wiem ze mi sie nic nie stanie.

Changdeokgung


Przedsiewzielismy wycieczke do kolejnego palacu w Seulu - Changdeokgung. Palac zostal takze zbudowany okolo poczatku XV wieku i podobnie jak poprzedni kilka razy im sie spalil i budowali go na nowo.

Ten kompleks istnieje na liscie UNESCO ze wzgledu na swoja architekture i roslinnosc znajdujaca sie w okolicy. Co rzeczywiscie mozna powiedziec jest jakims argumentem, bo ogolnie podobalo mi sie.

Po co 2 palace. A wlasciwie 5 palacow w Seulu. No wiec tak... jak im sie Gyeongbokgung spalil i zaczeli go odbudowywac, to trzeba bylo gdzies mieszkac. Wiec wybudowali drugi. I potem one sie tak na przemian spalaly i byly odbudowywane :P A no i wreszcie obczailismy dlaczego one sie tak spalaly.

Oto misa z woda ktora sluzyla na wszelki wypadek jakby wybuchl pozar - calkiem sensowne conie? TYLKO ZE: ta woda byla po to, aby w momencie gdy nadchodzil duch odpowiedzialny za ogien, mogl spojrzec do tej wody i wystraszyc sie swojego odbicia. No wiec albo duch nie bal sie swojego odbicia, albo wrecz przeciwnie - wpadal do palacu sie przejrzec w tej wodzie :P

Teraz obczaili nowa metode na duchy ogniotworcze - stawiaja czerwone hydranty - pewnie chodzi o to, ze duchy ogniowe nie lubia koloru czerwonego.

sobota, października 21, 2006

Suplement

aha no i nie wazne ze mam piekielnego kaca i ze pomysl w stylu "zamkne oczy na chwile i bede sluchal co mowia zeby sie nie zgubic w akcji" nie dziala gdy film jest po japonsku :P ale bylo fajnie

Ekonomista

No wiec tak.... skonczylem brac leki prawie 2 tygodnie temu, wiec czas bylo wyjsc na miasto. Jak zwykle wyprawa pelna para, godzina w metrze spedzona na przemilych pogaduszkach, dojechalismy. Sinchon. Tam poznalismy Koreanskich ziom-raperow i poszlismy razem pic. Niestety Koreanscy znajomi bardzo szybko odpadli co w efekcie oznaczalo ze tylko polska ekipa wspierana przez reprezentatna Wloch trzymala fason.

Z dziwnych spostrzezen - ceny tu sa zdeczka powywracane, bo najtanszym alkoholem (poza piwem i soju) jest tequila, potem jakies badziewie no i na koncu wodka. Dziiiiiwne.

No ale dobra. Poszlismy do klubu - szczerze - bylo beznadziejnie. Wiec z Fyiolem zapodalismy zwrot i do baru. Okolo 3 postanowilem ze bierzemy taksowke i do domu. No i tutaj zaczyna sie historia dlaczego mam ekonomie we krwi. Jak policzylismy, taksowka do domu kosztowalaby okolo 20.000 a to duzo. Tak wiec poszlismy obejrzec film do DVDbang za 12.000 i potem pojechalismy autobusem za 1.600 co w sumie oznacza - OSZCZEDNOSC WYSOKOSCI 6.400 !!!!!!! Niewazne ze wrocilem do laba o 6 rano zamiast o 3.20 :PPPPPPP Ale liczy sie ile zostalo w portfelu. HAH!

poniedziałek, października 16, 2006

Uiuiuiu i wsssssszzzz

Uiuiuiu i wszzzzzzz to dwa dzwieki jakie dzisiaj mozna bylo uslyszec w Seulu. Jeden nalezal do syren alarmowych, a drugi do przelatujacych nad miastem odrzutowcow wojskowych.

Heh oczywiscie nie wiedzialem ze cos sie dzieje, bo tutaj nie informuja po angielsku. Tak wiec dopiero gadu gadu zalatwilo sprawe i zostalo mi wyjasnione ze caly swiat zyje tym co sie tu dzieje i tylko ja nie wiem do konca osochozi.

Heh a ja dzisiaj odrabiam zadania domowe, ucze sie koreanskiego i pisze CV zeby moc wyslac do potencjalnego pracodawcy.

Poza tym nic sie nie dzieje, swiat sie dalej nie wali i sklepy nadal sa otwarte.

Aha jeszcze uscislenie - w miescie bylo wiecej dzwiekow, ale reszta jest taka zwyczajna. Ostatnio zaczalem sie takze zastanawiac czy smog tez ma dzwiek ... bo jak jest za duzo smogu to mnie glowa zaczyna bolec.

niedziela, października 15, 2006

Odchamianie

Tak, odchamiam sie i to dosyc ostro.

W zeszlym tygodniu jeszcze zorganizowalem wyjscie na Seoul Drum Festival. Na festiwal przyjechaly zespoly z 19 krajow. Przez 3 dni w roznych rejonach miasta odbywaly sie uliczne koncerty i pokazy. Dodatkowo kazdego dnia wieczorami przy wejsciu do jednego z palacow, na glownej scenie grali ci najbardziej popularni. Wydarzenie organizowane jest takze z okazji swiat - totez cala noc towarzyszyl nam ksiezyc w pelni.

Cale przedsiewziecie juz teraz ma rozglos swiatowy. W tym roku m. in. wystepowaly zespoly z Senegalu, Wloch, Japonii, Singapuru i Peru. Dla mnie najwiekszym szokiem bylo to ze ogladalismy wystepy ubranych w tradycyjne stroje Japonek, ktore graly muzyke przypominajaca polaczenie japonskich rytmow i salsy, a glowna wokalistka spiewala po hiszpansku i koreansku.

Kwiatek i magnesiki

AAAAA normalnie mialem wielka podniete wczoraj, bo moje biurko to sie normalnie robi takie jakbym tutaj juz zyl od conajmniej pol roku. Tak jest ogromny bajzel i wszystko lezy na kupie ALE to nic.

Jakies 2 tygodnie temu kupilem magnesiki i teraz moge przytwierdzac do scianek rozne kartki! I jak mi sie nudzi to kartki przewieszam, albo stwierdzam ze niepotrzebnie zajmuja magnesik, wiec je wyrzucam. Tyle przyjemnosci.



No a teraz dodatkowo mam kwiatka. A no i mam banany, ale to sa aktywa ulotne, gdyz tak dziennie z 6 bananow ginie z kisci, a odrastac jakos nie chca.

Prezenty

Wczoraj po poludniu dostalem od rodzicow iPoda. Rodzice dowiedzieli sie o tym wczoraj wieczorem, ale chyba sie ucieszyli ze mi niespodzianke zrobili. Teraz slucham wykladow po koreansku :)

Dol

W sobote zostalem zaproszony na Dol. Jest to uroczystosc z okazji pierwszych urodzin dziecka. Rodzice teraz zazwyczaj wynajmuja restauracje lub klub, zapraszaja swoja rodzine, znajomych, przyjaciol i swietuja. Oprocz tony jedzenia tego dnia maly potomek wybiera swoja przyszlosc. Kladzie sie przed nim rozne przedmioty symbolizujace zawody lub wydarzenia - 10.000 won = bogactwo, sznurek = dlugie zycie, olowek = kariera naukowa, stetoskop = lekarz, myszka = informatyk ... no i jak maly jest ogarniety to wezmie ku zachwyceniu rodzicow banknot, a jak nie to wybierze cos innego, a tak czy inaczej rodzice beda zachwyceni :)

Cala wielka celebracja akurat pierwszych urodzin wywodzi sie z tego, iz w zamierzchlych czasach byla bardzo duza smiertelnosc dzieci, wiec gdy dozywalo ono roku, swietowala najczesciej cala wioska. No teraz to juz niezbyt obowiazuje, ale tradycja zostala.

Umowiony bylem z dziewczynami na 6.45 ale siee mi 10 minut spoznilo, bo ZNOWU po 5 minutach czekania na metro zorientowalem sie ze czekam na pociag w zlym kierunku. Argh - to mi sie bardzo czesto zdarza po drugiej stronie rzeki. Zreszta zaczelismy na Hangang mowic Wisla. Tylko gdyby Praga byla taka jak druga strona rzeki w Seulu, to pewnie zamiast stadionu znajdowalby sie tam sklep Armaniego.

Dotarlismy tak czy inaczej przed czasem. Ogolnie kwestia adresow - rzeczywiscie jest tak, ze numeracja budynkow jest losowa, wiec rzeczywiscie ludzie faksuja lub zalaczaja do maili mapy jak gdzie dotrzec. Tez mielismy swoja mapke :)

Jako ze bylismy glodnymi studentami udalismy sie do bufetu gdzie mi szczena opadla. Ryz z nasionami sosny pakowany w pale bambusowe, ryz z miesem zawiniety w papirusie, marynowany zenszen, masa owocow morza, 6 roznych rodzajow miesa, 2 spaghetti, ciasta, ciasteczka. Zapelnilem 3 talerze biorac kazda rzecz "tylko na sprobowanie".

W miedzyczasie zaczela sie cala impreza. Pierwsze slideshow ze zdjeciami, potem tort i wrozba. Mlody wybral stetoskop. No wiec doktor na bank. Przepytalem dziewczyny co wybraly jak byly male i obie powiedzialy ze olowki co by sie niby zgadzalo.

Po jakichs 2 godzinach zebralismy sie do domu. W prezencie na podziekowanie kazdy otrzymal kwiatka jak na zalaczonym obrazku, a mi sie jeszcze dostaly ciastka ryzowe na sniadanie, bo studentow z wymiany nalezy dokarmiac. Zgadzam sie z ta teza i wlasie konsumuje owe ciastka :)

Jeszcze raz pozostaje mi zyczyc wszystkiego najlepszego :)

sobota, października 14, 2006

Koniec piekielnego tygodnia

No wiec dluuuuugo nie pisalem - wiem

ALE

Mialem powody. Tak wiec po tygodniu pelnym wycieczek i nowych doswiadczen, w niedziele, obudzilem sie (super osiagniecie biorac pod uwage fakt ze sie polozylem o 7 rano) i ponownie stwierdzilem ... ooooo kur.... musze sie uczyc. Tak wiec niedziele spedzilem na motywowaniu sie do uczenia. Zaowocowalo to tym, ze o 17 poszedlem spac i spalem ... 17 godzin :)

Od poniedzialku sie zaczelo. Siedzialem i sie uczylem do 2 albo 3 w nocy. Heh i nawet mi to jakos strasznie nie przeszkadzalo. Jedzenie mialem, picie mialem, wszystko na miejscu. W czwartek byl egzamin - poza dziwnymi pytaniami o koreanski rynek telekomunikacyjny jak: "Co odroznia Koreanskie serwisy rozprowadzajace MP3 na komorki od serwisu iTunes pod wzgledem strategii oraz czego moglby Apple sie nauczyc z doswiadczen koreanskich firm". Powinno byc w miare ok

W piatek byla prezentacja z analizy inwestycji. Po 3 dniach debat i walki o kazde zdanie i kazda cyferke ktora umiescimy przygotowalismy z Tommaso prezentacje ktora pobila cala konkurencje :) A+ znowu w kieszeni !!!!!

Tyle. Obudzilem sie 2 h temu, ale juz mam grafik zawalony. Lece na miasto.

Naraaa

sobota, października 07, 2006

Cheonggyecheon



Wieczorem, w czwartek i piatek wybralismy sie do Cheonggyecheon - sztucznej rzeki ktora plynie przez samo centrum Seulu. Ta "budowla" jest zaliczana do jednych z najlepszych przedsiewziec majacych na celu upiekszenie metropolii. Rzeka aktualnie ma 5,8 km dlugosci, a jej budowa kosztowala okolo 1 miliard USD. Czas budowy - 2 lata. Co bylo wczesniej? - Skyway = autostrada zawieszona okolo 10 metrow nad ziemia. Teraz wieczorami mozna zobaczyc setki mieszkancow Seulu spacerujacych wzdluz koryta.

-----------------

Thursday and Friday evening we went to Cheonggyecheon - an artificial river which flows directly through the center of Seoul. It is one of the best investments that resulted in the beautification of the metropolis. It is currently 5,8 km long and cost around 1 billion USD. Construction - about 2 years. What was there previously? - a Skyway = an elevated highway. Now instead of cars you can see Seoulites walking along the stream. Pretty impressive.

Witamy w cywilizacji

Posta napisalbym z tego automatu ktory widzicie na zdjeciu, ale nie mialem juz czasu. Tak, w metrze znajduja sie darmowe komputery z dostepem do internetu. Dodatkowo znajduje sie tam stacja do ladowania komorek oraz czytnik kart pamieci. Tak zeby mozna bylo sobie wrzucic fotke i przeslac mailem ladujac komorke. Sprawdzilismy ta opcje i rzeczywiscie dzialalo :) Dowiedzialem sie ze malo kto teraz uzywa tych terminali, bo zazwyczaj po prostu sie na komorce uzywa netu :P

------------

This post would have been written from the stand you see on the picture, but I was running out of time. Yes, there are free internet terminals in the metro. Addidionally there is a cellphone charger and a memory card reader. All for free, so that you could upload a picture you just took and send it by e-mail. We checked it and it actually worked really fine. I also found out that not many people use those terminals due to the fact that most people access the internet through their cellphones.

Chuseok Celebration

Wygrzebalem na necie informacje, iz w piatek mial odbywac sie tradycyjny festiwal z okazji swiat. Zebralem Polska ekipe i ruszylismy w trase. Po 1,5 godziny jazdy metrem moi kompani zaczynali juz sie troszke denerwowac - powoli rozwazalem szybki trucht tudziez bieg zeby nie dostac po glowie. Na szczescie po 2 h dotarlismy na miejsce i okazalo sie ze warto bylo tyle jechac.

Spoznilismy sie jedynie godzine, bo zle obliczylem odleglosci... ehhh te mapy bez skali. Przedstawienie skladalo sie z pokazow tradycyjnych tancow, piesni, akrobacji, a takze elementow kabaretu ... (tak wnioskuje, bo sie Koreanczycy smiali).



Na koniec zaprosili wszystkich gosci na duzy plac gdzie mozna bylo razem zatanczyc.

Teraz wyroslem na znawce kulturowych wydarzen w miescie :P

-----------

I found some info on the internet, that due to the holiday season, special Chuseok performances were taking place. I took the Polish troupe and we were off. After 1,5 hrs travel time I had this strange feeling that I am going to get hit in the head unless we get to the venue pretty damn quick. Fortunately for me and my head after another 30 mins we got to the place.

We were late only by about an hour - damn maps without the scale. The show consisted of singing, dancing, drum music and acrobatics. I could also tell that there were humorous parts as the Korean crowd laughed several times.

At the end all guests were invited to join a big dance.

Hehe now I am officially a cultural event specialist :PPP

czwartek, października 05, 2006

Zobacz wybuch takze z twojego wiezowca!

W srode Polnoc oglosila ze bedzie testowala bron nuklearna. Japonia sie wkurzyla i to dosyc ostro, Chinska waluta traci na wartosci. Zaczyna sie robic ciekawie. Tym bardziej ze najprawdopodobniej nastepnym Sekretarzem Generalnym ONZ bedzie osoba z Korei Poludniowej.

Wall Street Journal Asia jest teraz moim bardzo bliskim przyjacielem :)

-----------

On Wednesday North Korea announced it was going to perform nuclear weapon testing. Japan got really pissed. Chinese currency exchange rates are falling. It's starting to get interesting especially since the new UN General Secretary will probably be South Korean.

The Wall Street Journal Asia is my best friend from now on.

Muuido

Wtorek - jak juz pisalem - spanie zaczelo sie okolo 1.30. Skonczylo sie o 6.30 gdyz trzeba bylo wstac, bo wycieczka ktora wymyslilismy zaczynala sie o 8 rano :)

Tym razem byla to wyspa Muuido i Siimi. Jak tam trafic? - Prosto - Autobus -> Airport Limousine -> Autobus -> Prom i juz po 3 godzinach jest sie na miejscu.


Pogoda nam dopisywala pod tym wzgledem ze swiecilo slonce. Problem byl natomiast taki, ze COS wisialo w powietrzu. Ni to mgla, ni to smog. Jeszcze tego nie rozszyfrowalem. Generalnie rzecz biorac zaczyna mi brakowac niebieskiego nieba podczas slonecznych dni.

Plan byl nastepujacy - jedziemy i potem sie zobaczy. Sie zobaczylo ze mozna pojsc powspinac sie po gorach a potem zejsc do slawnej plazy gdzie znajdowal sie dom z bardzo slawnej opery mydlanej. Pierwszym zdaniem jakie wydalo sie z moich ust po dotarciu do portu bylo - "Huh ale czemu tu jest port, skoro nie ma tutaj morza ?"



Po godzinie brniecia przez busz dotarlismy na szczyt - widok bardzo ladny, widocznosc beznadziejna. Po drodze napotkalismy wspinajacych sie Koreanczykow - spytali czy jestem z Ameryki - heh chyba rzeczywiscie bede sobie musial kupic koszulke z napisem "miguksaram anieyo" - "nie jestem Amerykaninem" :). Potem porozmawiali troche, poczestowali gruszka ktora jest wieksza niz u nas grejfruty i poszli w swoja strone. My skierowalismy sie na plaze.



Plaza byla szeroka, piaszczysta, czysta i pusta. No moze za wyjatkiem dziesiatek japonskich turystek ktore przyjechaly aby zobaczyc ten dom z serialu "Schody do nieba" ... albo "Klatka schodowa do nieba" :). Zaczalem nawet zbierac muszelki bo byly fajne, ale potem stwierdzilem ze to troche bez sensu wiec wyrzucilem je do kosza z rzeczami nie nadajacymi sie do przetworzenia.

Uklapani wsiedlismy w autobus ktory dowiozl nas ponownie do portu. Na miejscu okazalo sie ze port ma jakis sens, gdyz w miedzyczasie jak spacerowalismy po plazy WROCILO MORZE!!! Nie wiedzialem ze tutaj poziomy miedzy przyplywem a odplywem roznia sie o okolo 2 m!

Na promie pokarmilismy mewy snackami krewetkowymi i trzeba bylo wracac na lotnisko i do domu. Dotarlismy o 6.30 wieczorem.



Godzinka na ogarniecie sie i trzeba bylo na Hansung Univ. bo umowione zarcie. Zjedlismy jakistam ryzyk, potem na herbatke, i na DVD do DVDbang. Spacer po miescie, zarcie, ciasteczko jablkowe w Mekudonaldu i mozna bylo wracac. W domu - 2 rano. Powiesilem pranie i poszedlem spac. Dzisiaj bylem na zakupach, zrobilem sobie jedzenie mikrofalowe (i bylo dobre!), wzarlem winogronka i bede sie zaraz musial zbierac na miasto, bo o 6 jestem umowiony. Mysl dnia: JA BYM TU UMARL BEZ TELEFONU!

---------------

Monday - as I previously wrote ended at 1.30 on Tuesday in the morning. Tuesday started at 6.30, because it was time to get up and go for a trip to Muuido and Siimi Islands. How to get there - simple - take 3 busses and a ferry and in 3 hours you're there :)

The weather was good in those terms that the sun was shining. There was a problem with the air though, as there was something stuck in it. Fog, smog - no idea. Speaking in general terms - I am starting to miss the blue sky on sunny days.

The plan was simple - we get there and we'll see what's there. We found out that you could go hiking and visit a beach set from a very famous soap opera - "Stairway to Heaven". The first thing that got out of my mouth after arriving was: "Why is there a harbour here, since the sea is gone!".

After an hour long hike we were up on the hill. The view was impressive, the visibility sucked. We met some Koreans on the way, talked a bit, they asked whether I was American ... that happens very frequently - I will need to get a "miguksaram anieyo" shirt ("I'm not American"). They treated us with some fruit and left. We went towards the beach.

It was pretty nice, very clean and empty... aside from Japanese grils who came to see that soap opera set :) I even started to collect seashells but later on dropped that idea.

On the way back I noticed that the harbour had a purpose... cause the SEA CAME BACK!!!! Pretty shocking to have such huge sea level differences. We got home at 6.30.

I had an hour to get ready, as I had another meeting on the way. We had dinner, coffee, took a walk, watched DVD at a DVDbang and it turned out it was 2 in the morning already. Today I also have a thing in the evening - thought of the day - I WOULD DIE WITHOUT A PHONE HERE!!!

Gangnam

We wtorek - swiateczny wtorek - bylem z Douglasem w Gangnam - bez wiekszego celu - wlasciwie tylko po to zeby poogladac ludzi. Gangnam to taka wieksza wersja Chmielnej. Wieksza, bo miedzy sklepami przebiegaja 4 pasy jezdni :P A no i budynki sa wieksze, i jest wiecej ludzi, bo na chodnikach wieczorem korki sie robia. Tak wiec podobnie jak w Warszawie - chodzi sie tam i sie lansuje, spozywa posilki, robi zakupy, oglada DVD, chodzi do kina, na karaoke i chyba tyle. My tez tak zrobilismy - chodzilismy, spozywalismy posilek, troche polansowalismy sie :)

Polacy i Koreanczycy maja conajmniej dwie rzeczy wspolne - uwielbiaja robic zakupy i najchetniej robia to w swieta. Rozni nas tez conajmniej jedna cecha - oni maja na to pieniadze :P

Po 5 godzinach chodzenia i spozywania posilkow, rozjechalismy sie w swoje strony - Doug do domu, ja na Hyehwa gdzie mialem nagrane kolejne spotkanie - angielski. Pogadalismy o planie, charakterze zajec itp. Wypilismy tez kawke, poszlismy poogladac koncert ktory sie odbywal niedaleko, potem na lody do Mekudonaldu, jakies paczki no i znowu wrocilem do domu o 1 nad ranem.

---------------

On the holiday Tuesday, me and Douglas went to Gangnam. No particular reason - just to walk around. The overall thing was to see the city. There were again tons of people doing what we did - walking around without any major reason - shopping, looking around, eating. (I know the Polish post is longer, but it's pointless to translate :P )

Later that day I had a class prep meeting. My first English lesson is gonna be on Saturday. :))) After establishing the set of expectations we went for coffee, Mekdonaldu and saw a concert. Got home at 1 am again...

Hongik Club Day

Piateczek - czyli to co zwykle - impreza po ktorej nikt nie jest w stanie zrobic czegos konstruktywnego... Tak tez bylo w tym tygodniu. Z jednym wyjatkiem - Hongik Club Day. W kazdy ostatni piatek miesiaca odbywa sie wlasnie to wydarzenie. 15.000 Won, 10 klubow, 1 drink, miliony ludzi.



Zaczelo sie od pierwszego oficjalnego Exchange Student Party, na ktore kazdy mogl przyjsc. Po akcji mailingowej i marketingu szeptanego spotkalismy sie na miejscu - wszyscy studenci z wymiany i 1 (slownie: jeden) Koreanczyk, ktorego wyciagnalem na obiad, a potem na impreze. Posiedzielismy, pogadalismy i trzeba bylo sie zwijac, bo byla juz 11 w nocy, a ludzie w akademiku sie zloscili ze sie nie moga uczyc, gdyz bylo za glosno.

Pojechalismy na miasto. W metrze bylo ciekawie. Ludzie spali na podlodze:) Po kilkudziesieciu minutach dojechalismy. Na miejscu zdarzyly sie 2 rzeczy - umarl mi telefon - argh i dolaczyl do nas Fyiol. Zwarci i gotowi ruszylismy. Bosh ile tam bylo ludu. Muzyka do wyboru do koloru. Kluby najczesciej jeden na drugim - schodzilo sie tylko po schodach i calkiem inna atmosfera.

Okolo 5 nad ranem zrobilismy sie w Fyiolem glodni. Wiec do restauracji... udalo sie znalezc jakies wolne miejsce, costam przekasilismy i co - powrot do klubu, bo zapomnielismy o darmowych drinkach :P. Powrot do domu tez byl ciezki - przespalem miejsce gdzie sie mialem przesiasc, wiec moj Koreanski opiekun postanowil ze nie moge jechac nigdzie sam i zabral mnie do siebie do domu zebym mogl troche sie zdrzemnac i TRAFIC do domu. Wrocilem o 1 po poludniu :) Wnioski po wieczorze - warto znac kogos kto moze ciebie przenocowac :)



------------

Friday - means party day - a day where everybody gets so wasted, that there virtually is nothing that can be done on Saturday. This week was similar. One exception - it was Hongik Club Day - 15.000 won, 10 clubs, 1 free drink and milions of people.

It started off with the first official Exchange Student Party which involved lots of alcohol. After an intense mailing and inviting we met at the party spot - all exchange students and 1 (one) Korean with whom I went to dinner and then took to the party. We sat, talked... regular stuff. At 11 we had to go, because the dorm inhabitants were getting angry cause we were making noise and they needed to study...

We went downtown. At the site 2 things had occurred - my phone diedand Fyiol (my friend) joined us. All set to go, we left towards our destination. I was overwhelmed by the amounts of people there. They were everywhere!!! Clubs were close to each other, sometimes they were above each other. :)

At 5 we got hungry. Once we found a place to sit, got some food, we remembered that there still were free drinks. Back to the club that meant :) The trip home was kinda also very exhausting. We slept through the metro transfer which resulted in me sleeping over at Fyiols house. Got home at 1 pm the next day... good trip :)

Gyeongbukgung

Kurde, nigdy nie zapamietam tej nazwy. Generalnie chodzi o to, ze w Seulu jest palac. Ktory wszyscy na lewo i prawo wychwalaja. No wiec trzeba bylo zrobic wycieczke. Na nieszczescie nie tylko ja wpadlem na taki pomysl - gdyz wychowawcy klas 1-3 takze postanowili to uczynic tego dnia. Tak wiec dzien spedzilem chodzac po "zabytkowym" palacu sluchajac wyrazow "Hi" lub "Helo" skierowanych do mnie przez wychowankow szkol podstawowych :P

Palac byl bardzo fajny, ALE... no wlasnie. Hm, jesli ktos byl na Krecie to pewnie przypomina sobie ogladanie wielkiej dziury w ziemi i 2 garnkow oraz slyszenie w tym momencie glosu przewodnika z zachwyceniem mowiacego - "Tutaj prosze panstwa stala 20 metrowa swiatynia wylozona zlotem, gdzie krol...". Po czym wycieczka przechodzi do kolejnej dziury i metrowej sciany stojacej nieopodal "... a tutaj znajdowala sie wspaniala ... prosze sobie wyobrazic te piekne malowidla na scianach..." ehhh.

W przypadku Seulskiego zabytku - palac wybudowano w XV wieku ... ale im sie "spolil". Wiec go odbudowali. To im go Japonczycy zniszczyli. Wiec go zaczeli odbudowywac, ale Korea Polnocna troszkie zas go uszkodzila. W efekcie nie ma na terenie palacu niczego oryginalnego. Ale zwiedzic trzeba. Podobno znajduja sie tam budynki o architekturze chinskiej i koreanskiej... yyy szczerze - oba style wygladaly identycznie :) Tak czy inaczej wycieczke zaliczam do udanych.




-------------

I will never remember how to pronounce that name... Well in general there is a palace in Seoul which is praised by everybody. I decided I had to make the effort to take that trip and go see it by myself. Unfortunately, as it turned out, lots of school teachers made that decision on the same day, so I spent the whole day traveling around and listening to random "Hi"s and "Helo"s thrown at me by middle school students.

The palace itself was really cool, but there was one thing that was totally wrong. It was completely new, because over the years it's been burnt down, razed, rebuilt, razed again by various enemies. Overall there was nothing old about it. I got to see the difference between chinese and korean architecture - couldn't see the difference to be honest. Either way - I am happy I went there.

Chuseok 2 - Update

Helou, dzisiaj oficjalnie zaczely sie swieta. Mozna ten fakt rozpoznac po tym, ze kafeteria jest zamknieta - to tak jakby zamkneli w Rybniku Makro ... bardzo rzadko spotykane zjawisko :P. Wreszcie mam czas podsumowac zeszly tydzien, bo wbrew pozorom dzialo sie duzo.

------------------

Heya, the holidays have officially started. You can tell it by the fact that the caffeteria is closed - it's as if they shut Blockbuster down :P It's time to sum up last week, because many things have been going on.

wtorek, października 03, 2006

Chuseok

Dzisiaj jest dzien wolny. Bo sa swieta - Chuseok - takie swieto dziekczynienia. Glownie polega ono na tym, ze Koreanczycy jada do swoich rodzin i z nimi spedzaja swieta jedzac i nie myslac o pracy. I wszystkim bardzo odpowiada taki stan rzeczy. Oczywiscie sa i tacy, ktorym zbyt duza dawka rodzinnej atmosfery niezbyt odpowiada - takie osoby wlasnie siedza ze mna w labie :P i sobie klikaja :P

Jutro znowu trzeba isc do szkoly, ale czwartek i piatek znowu sa wolne. Meeeeega dlugi weekend. Jutro mam jechac z kolega do jego rodziny na pare dni. Problem w tym ze sie od 4 dni nie odzywa, nie odbiera telefonow (kurde, jak ktos z Korei nie odbiera telefon to oznacza ze zniknal z powierzchni ziemi), nie odpisuje na smsy. Tak wiec cos mi sie wydaje, ze zostalem wystawiony do wiatru. Wielkiej tragedii nie ma - skupie sie na leczeniu i na chodzeniu na zakupy, i na festiwal odbywajacy sie z okazji swieta. A i zaczynam uczyc angielskiego ! :) :)

-------------------
Today is a day off. It's holiday time - Chuseok - it's similar to Thanksgiving Day in the US but it's 3 days long here. In general it's a time for Koreans to get together and celebrate the fact that they can be together with their families and away from work. There are also some which have already had enough family atmosphere ... those are at the lab right now with me :).

Tomorow we need to go to school again, but Thurs and Fri are off as well. So in general it's a loooong freee week. Tomorow I was supposed to go with a friend of mine to visit his family. But he's not been responding to my calls, text messages and mails for 4 days. And if a Korean does not answer the phone, it must mean he'd disappeared. So I am guessing I am not going. There's no big tragedy - I'll just focus on recovering and on shopping, and on the festival that's taking place due to the holiday. Oh and I am starting to teach English :)

Fak Sick

Trzeba stanac i sie przyznac przed samym soba - Seoul stal sie prawie jak moj trzeci dom (po domu w Rybniku i Warszawie). W ten weekend zrobilem sie chory. Poszedlem wiec do lekarza ... i dostalem leki i zastrzyk w pupe (dalej mnie boli nota bene). Prawie jak w domu, tylko ze dalej mowia w jezyku ktorego za nic w swiecie nie jestem w stanie rozkodowac.

Szpital byl megawypasiony - jakbysmy w Polsce taki mieli, to ludzie by przychodzili na wycieczki robic zdjecia. Wewnatrz oprocz miejsc do leczenia, byla kafeteria z: Burger Kingiem, McDonalds i jakimis innymi badziewiami, sklep ze zdrowym jedzeniem, mini supermarket i sklep z pamiatkami :P

Obsluzyli mnie w srednio mily sposob (moze dlatego ze doktor byl amerykaninem o bardzo krzywym pysku), ale dalo rade. Przy placeniu pani w kasie byla natomiast bardzo mila ... 177.000 Won + 15.000 leki. Po zaplaceniu idzie sie do terminala do ktorego wpisuje sie kod pacjenta, a terminal pokazuje w ktorych aptekach w okolicy znajduja sie potrzebne leki. Z kwitkiem udalem sie do apteki. Tam dalem kwitek, pani wziela, cos na nim napisala, dala innej pani, a ta poszla zaniosla kartke do windy. Po 2 minutach zawolali mnie abym mogl odebrac swoje leki. Spytali sie mnie czy rozumiem po koreansku (pewnie dlatego ze mialem mine jakbym byl juz w aptece miliony razy i to nic nowego dla mnie... ja natomiast bylem skupiony na tym ze mi noga zaczynala dretwiec od tego zaszczyku). Znajomosc koreanskiego sie przydala, bo sie dogadalem z pania mowiac jej ze jak mi to powie jak co mam zazywac po koreansku to najprawdopodobniej zejde z tego swiata - tak wiec pani przemowila plynna angielszczyzna :)))) I bylo wporzo.

Dzisiaj jest mi lepiej. Mama troche spanikowala wczoraj, oberwalo mi sie ze nie powiedzialem wczesniej, ale juz jest dobrze. :)

----------------

Seoul feels like my home - I can say it without doubt. My third home that is - after Rybnik and Warsaw. This weekend I got sick. Went to visit a doctor ... got a painful shot in the butt and got sent home. I should be fine.

The overall experience was pretty cool. The hospital was so awesome that if we had one like that in Poland, people would be making organized tours to see the place. Besides regular hospital stuff it had a Burger King, McDonalds and some other restaurants, heathy nutrition shop, mini supermarket and a gift shop.

I got in, got treated in a semi nice way, but I guess it's always up to the doc. Then I had to pay - they were really nice there - 177$ + 15 $ medicine. After that I had to go to a computer terminal which showed where exactly I can get the medicine I needed in the area I was. The pharmacy experience was similar to an American one, but the system is a little different and they speak Korean. Other than that - you guys are pretty much used to the way it works. I am better today. Hope the treatment works.